Powoli i systematycznie. Są na etapie I piętra i zapewne za kilka miesięcy zamiast obłoków, wschodów słońca i błękitu, będę widzieć jedynie betonowe a potem otynkowane ściany. Nie będzie juz wieczornych plam zachodzącego słońca, którego światło odbijało się w bloku naprzeciwko i doświetlało mój pokój. Będzie okno w okno. Ciężki los, bo wychowałam się tam, gdzie niebo jest od widnokręgu do widnokręgu.
Przymus bliskości, który wymusza zawieszanie ciężkich zasłon i stawianie grubych murów.
Sytuacja, gdy chciwość innych zamyka mnie na to, co w nich dobrego.
Jaka tam chciwość? Ktoś Tobie zasłania niebo a Ty zasłoniłaś je komuś wcześniej gdy dla Ciebie budowano ten blok, w którym mieszkasz. Zostaje przenieść się do jurty i wędrować po stepie w poszukiwaniu wolności.
Ano tak się składa, że blok, w ktorym mieszkam nikomu nic nie zasłania, bo na tyle daleko od wszystkich stał. Ale pomysł z jurta niezły 😀
U mojej kuzynki na Ruczaju otwiera się balkon wprost na balkon sąsiadów a z drugiej strony na ścianę pełną balkonów. Po co te balkony, jak na spacerniaku na Monte?
😀 niezłe porównanie
Będziesz mogła podglądać sąsiedzkie scenki rodzajowe.
Nie wiem, czy chcę 🙂
Znam ten ból. Współczuję. Maybe it’s time to move on?
Póki co kasy brak na przenosiny 🙂 Ale dzięki serdeczne za współczucie!
W Krakowie w nowym budownictwie nie zachowuje się przestrzeni między blokami. Tylko przenosiny w starsze bloki mogą coś dać. Buduje się w sposób nieludzki i ordynarny. Poza tym te nowe bloki, w których sama też mieszkam to bloki bez życia. Nikt nikogo nie zna, rzadko widzi się sąsiadów, gros ludzi to wynajem. Więzi sąsiedzki nie istnieją. Nie mam mowy, że ktoś kogoś zaprosił na herbatę. W latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych żyło się inaczej. Myślę, że bardziej humanitarnie.
Mam na szczęście fajnych sąsiadów, ale zgadzam się calkowicie z tym, co piszesz.
„Póki co…”, ale szansa wciąż jest!!
Pewnie na emeryturze, jak u nas, aliści juz trzeba te przyszlóśc budować.
Nas wyniosło na wieś podsuwalska.
Chałupę kupilim wczesniej, i ciagle powolutku cos sie w niej dłubie.
Dzieci odhodowane, wnuki – raz na czas, a tu cisza aż dzwoni.
Na dodatek mieszkamy na obrzeżach wsi, na koloniach, do sąsiada najbliższego około 400m.
Tubylcy dają sie lubić, coraz więcej sąsiadów miastowych, lis chadza po drodze, sowy siaduja na płocie, zające obgryzaja jabłonki, mamy dwa psy i dwa koty. Dwa dni temu oddałam dwa małe kotki.
A poza tym jeden mąż, ten sam od 42 lat a wciąż jak nowy…
No i jest internet, piece kaflowe, rabanie drewna, jeziora, marzenia, pomysły (dot. np. samorządu gminnego, który z bliska oglądamy i poznajemy), marchewka z własnej ziemi, myślę o kilku kurach…
Naprawdę polecam takie zycie.
Ech… Piękne życie… 🙂
Ela, marudo! Ten nowy blok powstaje kilometry od twojego jeśli patrzyć na współczesne „normy”!
Chyba brak norm
Rozumiem Cię, Elu, czuję bluesa. Mieszkałam ok. 10 lat w pięcio- kondygnacyjnej kamienicy w kształcie litery U, na drugim piętrze. Do mieszkania nie docierały bezpośrednie promienie słoneczne przez ok. czterech miesięcy w ciągu roku, pod oknami – beton, ani drzewka, a naprzeciw – blisko, dużo za blisko – okna sąsiadów. Wydawało się, że mieszkamy razem, a żyliśmy zupełnie osobno. Właśnie dlatego, że brak nam było przestrzeni życiowej, zamykaliśmy się na innych. Na to wychodzi. Smutne. Ale mówi się, że gdy Pan zamyka jakieś drzwi, otwiera okno, więc może… Mieszkam teraz we własnym domu z mnóstwem okien na południowe słońce i na las. I przyjaźnię się z sąsiadami.
A wydawało się, że już zostanie tak smutno. Nie trać nadziei.
Dzięki! Będę pamiętać! Na szczęście jak siedzę w pokoju na kanapie, to prze okno w kuchni widzę drzewa i skrawek nieba, więc jest optymistyczniej niz u ciebie było (przedwczoraj to odkryłam, z tym oknem w kuchni 😀 )
Pomyśl pozytywnie, ktoś będzie miał swój własny dom, ciepły kąt, twój brat, twoja siostra i wykrzknij hurrrrrra!!! A teraz przynajmniej mają pracę: architekci, konstruktorzy, budowlańcy, inspektorzy a później deweloperzy, a potem dozorca i wykrzknij radosne yesssssss!!!Zawsze, kiedy poczujesz się samotnie możesz wyjrzeć za okno, a tam ktoś jest, u kogoś się świeci. Optymistyczne pozdrowienia
He, he, to też jest jakies rozwiązanie 🙂 Postaram się pamiętać!
To podłe – pomyślałem, bo najgłębiej rozumiem, jak ważne jest to, gdzie się mieszka, gdzie patrzy, gdzie się na spacer wychodzi; znam też ból sporów prawnych w tym zakresie. Wiem, jak się traktuje ludzi, kupujących mieszkania z widokiem, by po kilku latach zasłonić im te widoki następnymi – kto wie, może planowanymi od razu? – budynkami. Ech – i jeszcze co się u nas wyprawia w dziedzinie urbanistyki i architektury…
Cóż jednak mogę zrobić dla Ciebie? Pamiętaj o kamerach 🙂 Ja dzięki nim wciąż zerkam na Tatry, dniem i nocą (choć ich nie widać, ale wiem, że tam są – i błyski Zakopanego w dole), czy Grodzką w Krakowie na przykład 🙂 Niebo lub inne przestrzenie to wirtualne, ale jednak to dar naszych czasów – nie być skazanym na to, co za oknem.
Pozdrawiam ciepło 🙂
Dzięki za dobry pomysł i troskę 🙂 Trzeba będzie odłożyc na domek na wsi, może tam nie zamurują 😀
Odpozdrawiam Podglądacza Kamerowego!
Hans, ślicznie napisane. Pozdrawiam 🙂