Exemplum

Wrzucony tu wcześniej temat wstydu wcale nie wylądował w lamusie, zwłaszcza, że dodaliście pod tamtą notką mnóstwo ciekawych własnych spostrzeżeń (bardzo za nie dziękuję!). Dziś tematu ciąg dalszy, a dla ubarwienia wrażeń nieco Zioło:

„Moje zeszyty – mówiąc delikatnie – nie były w najlepszym stanie. Pewnego dnia zostały użyte jako ‚przykład negatywny’ przed skupioną klasą. Nauczyciel wypowiedział tylko dwa słowa: ‚Ty gamoniu’. Kiedy ojciec wrócił z pracy i zapytał mnie o szkołę powiedziałem (o ile dobrze pamiętam – z odcieniem nawet pewnej dumy, gdyż w domu nie używało się tego słowa): ‚Pan powiedział, że jestem gamoniem’. Ojciec popatrzył na mnie i mocnym, piekielnie mocnym głosem odpowiedział: ‚Nie jesteś gamoniem, jesteś moim synem’. Nie zapomnę tego do końca życia. Dla mnie pozostanie to kwintesencją ojcostwa” (Obietnica otwartości).

Wychowywanie przez wstyd, bo takiej metody próbował użyć nauczyciel i zrobił to, delikatnie mówiąc, mało poradnie. W końcu problemem jego ucznia nie było to, że jest gamoniem, tylko to, że jego zeszyt był niechlujny. Etykieta stygmatyzuje, wskazanie błędu umożliwia korektę. Nic nowego, raczej banał do n-tej potęgi, ale czasem warto przypomnieć podstawy pedagogiki. Szczególnie, jeśli sami, już jako dorośli, trafimy na kogoś, kto wobec nas będzie próbował stosować podobne metody „zarządzania” zasobami ludzkimi. Metoda radzenia sobie jest okrutna: zignorować etykietę i dopytać o konkrety. Jeśli one nie padną – zignorować etykieciarza.

Ale wróćmy do tekstu, bo jest tam jeszcze jeden lek na wstyd – oparcie we własnej tożsamości. Tego obrazem jest ojciec uświadamiający i przypominający: „Nie jesteś etykietą, jesteś MOIM dzieckiem”. To lek głęboko działający, zmieniający wręcz zapis genetyczny naszych postaw. Ojciec jest tym, który wybiera, wyprowadza, daje fundament. To ważne – wiedzieć, kto jest moim ojcem. Pamiętać, Kto jest Źródłem wszelkiego ojcostwa. I że ludzki odpowiednik może być antytezą zamiast świadectwem i wtedy pozostaje przekopanie się przez ten piasek ludzkiej słabości do Skały. On tam jest i stale powtarza: „Nie jesteś etykietą, jesteś MOIM dzieckiem”.

16 myśli nt. „Exemplum

  1. Zawstydzanie kogoś. Ludzie czasem chcąc nam dokuczyć albo poprawić sobie samopoczucie zawstydzają nas. Na razie nie potrafię na to reagować. Zawstydzają rzucając hasła: „Masz przyjaciół?” wiedząc, że na przykład ich nie mamy. I potem wydziwiają. Mam taką koleżankę, na widok której serce podchodzi mi do gardła. Od razu zadawane są pytania prywatne np. o pracę. Ja boję się także, że będę upokarzana przez ewentualnych przyszłych pracodawców. Że ktoś np. na rozmowie kwalifikacyjnej widząc, że coś co mnie uwiera, że mam luki wykorzysta to i będzie się nade mną ustnie i gestami znęcał. Że będzie pokazywał mi swoją wyższość. Że będzie mnie zawstydzał. Takiego zawstydzania się boję.

    • Też właśnie szukam adekwatnej reakcji, bo dotychczas po prostu wyłaził ze mnie chamski choleryk i juz wiem, że to nie jest do końca dobre rozwiązanie. Smak żółądka w gardle tez znam. Ble.

  2. @Kasia
    Nie bój się, nie lękaj. Po prostu (spróbuj). I pamiętaj, że jest w Tobie „coś” takiego, że obcy ludzie (np. ja 🙂 ), z daleka Ci się kłaniają z respektem 🙂 I solidaryzują.

    A tak w ogóle, to czytam (tym razem nie sobie) znów „Idiotę” Dostojewskiego. Wstrząsająca, wstrząsająca książka! A piszę o tym przez skojarzenie wstydu z zamierającym problemem hańby i honoru/czci (na marginesie wstydu) i aby ją polecić tym, którzy jeszcze nie…

    Pozdrawiam w św. Łucji, niemal ze Szwecji (do której stąd bliżej niż do Krakowa) 🙂

    ps. A propos Zioło, to – też w tym temacie – scena jak z Dostojewskiego opisana w „Bobrach…” – „Wazon”.

  3. A jak taki zwykły przeciętny człowiek może sobie zinterpretować dzisiejsze czytanie. Ten kawałek: „(Iz 40,9-10)
    Podnieś mocno twój głos, zwiastunie dobrej nowiny, oto Pan Bóg przyjdzie z mocą”. Czy może jako słowa pocieszenia? Mnie kiedyś Słowo Boże jakoś zawiodło. I teraz podchodzę do Niego jako do literatury a nie do słów, które stwarzają rzeczywistość.

    • Słowo Boże nie zawodzi 🙂 za to często zwodzą nas nasze interpretacje.
      Pytasz o interpretację, żeby potem samej sobie zaprzeczyć co do potrzeby poszukiwania tej interpretacji (skoro to jedynie literatura…). Myślę, że odpowiedź na postawione pytanie nosisz w sobie, spróbuj posłuchać 😉

  4. Czasem Słowo Boże jest proste i interpretujemy je prosto. Jak choćby „Ci, co zaufali Panu odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły” albo „Pan słyszy wołających o pomoc i ratuje ich od wszelkiej udręki”. Skrzydeł nie otrzymałam, na siłach w zasadzie podupadłam, pomoc też nigdy nie nadeszła. Przypadkiem jeszcze trafi mi do serca jakiś fragment z czytań, ale wiem, że nie ma on szans na wcielenie się. I dlatego podchodzę już do tego jak do literatury, choć oczywiście wtedy wiara jest bez sensu. O, mam książkę Hołowni i Prokopa. Bardzo ładnie wydana. Z czytaniem mam problem, bo to co mówi Marcin nie jest dla mnie odkryciem, tak samo z Szymonem. Jeśli ktoś nie czytał innych książek Szymona to myślę, że forma wywiadu będzie mu bardziej odpowiadała niż proza, bo Prokop zadaje pytania jako ten wątpiący, w roli którego znajdzie się wiele osób. To tak jakby czytelnik pytał Szymona o kwestie związane z wiarą. Poza tym co by nie powiedzieć to Szymon potrafi obronić Kościół przed wątpiącymi mimo, że niektórych może męczyć jego kwieciste poczucie humoru. Ono czasem bawi /mnie też/, ale jak go jest za dużo to brakuje momentu, żeby złapać oddech. Być może te książki Hołowni powielają się treściowo, ale w jakiś sposób krzewią wiary, może komuś pomogą się odnaleźć. Mojej koleżance książka się podobała. Ja lubię ją trzymać w rękach, bo ładna. No już koniec tego komentarzenia. Pozdrawiam serdecznie Wszystkich.

    • E, nie kończ, fajnie komentarzysz! 😉
      Też mam wrażenie, że Szymon najlepiej realizuje się w wywiadach, debacie, dyskusji. Myślę, że to dlatego, że druga osoba ukierunkowuje go i poddaje mu tematy, które on może rozwijać. To zresztą było bardzo ładnie widać na jego blogu na Newsweeku w tych zamierzchłych czasach przed najazdem tvfanek. Ludzie debatowali w komentarzach, Szymon wybierał co ciekawsze kąski i ciągnął je dalej. To jedna z cech dobrego lidera, ale tez dobrego dziennikarza. I o ile czasem potrai mnie on doprowadzić do białej gorączki (zreszta ja jego chyba też, hehe), to jestem pewna, zę facet jest na swoim miejscu. I robi generalnie dobra robotę.

    • @Kasiaszarek

      Czyli, że Ciebie są dwie:)
      Poruszasz wielkie tematy – i dobrze. Teraz za Tobą nie nadążę, ale bardzo mi się podoba, że jak nie doświadczyłaś spełnienia Słowa to po prostu to wypowiadasz, a nie kombinujesz, że może coś tam coś tam, jak to się na kazaniach mówi (że my grzeszni, że czegoś nie rozumiemy…); albo jak Ela 😀 Tyle, że Ela być może mówi to z pozycji Osoby Doświadczonej i może mieć rację. Ale mi się teraz podoba to Twoje, Kasiu, „Tak, tak”, a raczej – jak nie, to nie. Prawda. Trzymaj się Prawdy – to samo w sobie jest wartością. Jak życie.

      Pozdrawiam Wszystkich też, (dziwiąc się, jak trudno mi się zaczęło pisać i przeglądać tę stronę, która na 100% angażuje mój procesor, a raz mi nawet wysłała jakieś ostrzeżenie…)

      • Jeśli trudności pojawiły się na początku grudnia, to może chodzić o tę aplikację, która powoduje, że pada śnieg.
        Odpozdrawiam!

      • Bohjanie – „Kasia” i „kasiaszarek” to ta sama osoba czyli ja :-). Tylko czasem zalogowana na swoje konto na wordpress.com automatycznie napisze mi się post z ikonką. A jak nie jestem zalogowana to piszę pod imieniem „Kasia”. Moje interpretacje Słowa Bożego były proste jak proste to było wtedy Słowo. Fragmenty Słowa gdzieś wychwytujemy sercem. Te które mogą się odnieść do naszej sytuacji itp. I Ono dawało nadzieję. Jednak potem nie przekładało się to na żadne konkrety i do tej pory nie przełożyło. Tak samo nie
        mogę pochwalić się wysłuchaniem swoich modlitw nawet za pośrednictwem różnych świętych, także tych od spraw trudnych. Takie mam doświadczenie i taka jest moja prawda. Pozdrawiam serdecznie.

  5. Obcy natręt jeśli Pani pozwoli, z garścią okruchów odłupanych z doświadczenia
    1. Bóg nie wysłuchał wielu moich modlitw. Potrzebowałam czasu żeby przestać przez to płakać, mieć Mu za złe i mówić że tak nie powinno być.
    Czasu. Trzydziestu, kilkunastu, kilku lat,żeby zrozumieć że to czego chciałam w dobrej wierze i dla własnego szczęścia nie wyszłoby mi na dobre. Jaki jest sens mówić nie wysłuchał bo nie dał mi tego czego chciałam? W porównaniu z Bogiem nie jestem nawet jak dwulatek wobec rodziców rzucający się histerycznie na podłogę bo czegoś chce. Moje życie w porównaniu z Nim nie ma nawet sekund.
    Choruję na coś, w sumie drobiazg, ale systematycznie pozbawiający godności. I nie uzdrawia mimo że prosiłam. Nauczyłam się prosić dodając – ale nie jeśli miałoby mnie to oderwać od Ciebie. Bo przy tym każda choroba to naprawdę drobiazg. Nauczyłam po nawróceniu.
    2. Czytam C.S. Lewisa „Smutek” i nie mogę oprzeć się wrażeniu,że gdyby nie był protestantem i gdyby mógł przyjmować komunię nie cierpiałby tak bardzo.
    Nasze sformułowanie, że komunia raz do roku wystarczy przyprawia mnie o ciężkie rozgoryczenie. Dlatego,że nie wydaje mi się możliwe, a przynajmniej wydaje bardzo trudne trwanie faktycznie w żywej, pozwalającej normalnie i szczęśliwie funkcjonować wierze, bez przyjmowania jej jak najczęściej, w zasadzie najlepiej codziennie. Bo inaczej zaczyna się błądzić. Nie bardzo zdając sobie sprawę z tego że to poczucie beznadziejności i nieszczęścia, albo zwykła nijakość „nietakość” jest skutkiem odrzucenia Boga.Zwłaszcza jeśli to nie jest odrzucenie tylko takie odwrócenie (tak się wydaje odwracającemu) nie jakoś bardzo, tylko tak zwyczajnie przestaje się w tamtą stronę patrzeć, bo są inne pilniejsze, ważniejsze sprawy do doglądania.
    Wiara bierze się ze słuchania i z Ciała. Jeśli ktoś szuka Boga, to dlaczego nie próbuje Go szukać tam gdzie On mówi że naprawdę, na pewno jest? Msza w dzień powszedni to 35 minut. Wiem, że dla matki Polki czynnej zawodowo to jest luksus, ale inni ? jeśli i tak jest źle… serial czy wiadomości zeżrą więcej czasu nie dając w zamian nic poza odmóżdżeniem. Tak wiem, czasem taka ulga jest potrzebna. Tylko niczego nie buduje.

    • Pani Anno, tu nie ma obcych, jeśli tylko przychodzacy przychodzi z dobrym słowem, czyt. prawdziwym, nawet jeśli dyskusyjnym. A Pani słowo nie jest prowokacją, to widać 🙂
      A co do komunii raz do roku, to się zgadzam. I jak najczęstszego uczestnictwa w mszy. Ten warunek przynajmniej jednej komunii w roku, to warunek z gatunku „może się ktoś przy tej okazji nawróci i zobaczy, co traci”. Brak coniedzielnego uczestnictwa w mszy jest grzechem ciężkim i jest tak nie bez powodu. W korei Północnej chrześcijanie są zabijani za cotygodniowe spotkania, u nas brak takiego uczestnictwa jest pytaniem o kondycje wiary a przede wszystkim pytaniem o głoszenie słowa, o jakośc tego gloszenia.
      Co do punktu pierwszego: mam takie same doświadczenia, ale nie moge ich podeprzeć świadectwem nawrócenia lub choroby. Bóg jest w moim życiu od jego początku, jest jego częścią jak oddychanie, posiłki, najbliższa rodzina – nie chwalę się teraz, raczej piszę z niepewnym usmiechem kogoś, kto nie ma w zanadrzu powalającego argumentu z doświadczenia. Bo argumenty mam, ale one, wydobyte na światło publiczne, dla innych będą mdłe i słabe. Więc ich nie wyciagam a Pani bardzo dziękuję za to, co Pani napisała 🙂
      Pozdrawiam serdecznie!
      I oczywiście zapraszam do odwiedzin, jeśli coś pozywnego Pani tu znajdzie 🙂

  6. Przepraszam – krótko bo w biegu: ale to tak jakby jedzącemu wyłącznie hamburgery dać raz nieco pracochłonny zdrowy, smaczny posiłek i spodziewać się że odkryje sens i wartość zdrowego odżywiania.
    Optymizm to jest małe słowo…..
    Pozdrawiam serdecznie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s