Księżyc założył lisią czapę. Tęczowe halo wokół jego pyzatej buźki gwarantuje jutro mroźny poranek. Tak mnie mama i doświadczenie nauczyło, więc nie mam powodu wątpić w efekty tej obserwacji poczynionej podczas stania na przystanku.
I jeszcze pewnie później pośnieży. Brak mi tego białego skrzypiącego, zeszły tydzień rorat był żenująco ciepły, przez co z całej gamy umartwień roratnich zostało tylko ranne wstawanie.
Czekanie. I jego brak. Handel nie czeka, trwają właśnie sprzedażowe żniwa w rytm bożonarodzeniowych piosenek o dzwonkach, magii świąt, zakochiwaniu się w Boże Narodzenie i innych takich. Kiedy przyjdą święta, będą już pozbawione całego swojego piękna, tak wielce wysławianego w głośnikach centr handlowych. Zostanie tylko poczucie wypalenia i pusta myśl: „To już?”
Można tez inaczej: ograniczyć konsumpcję. Czekać z całą symboliką do 24 grudnia. Wtedy święta są początkiem, nie końcem radości. Uderzyło mnie to, że w tradycji Kościoła świętowano cały tydzień po, przez całą oktawę. Czas postu, przygotowania, przez swoje wycofanie z używania, dawał moc do przeżywania radości. Żadnego wypalenia. Żadnego syndromu dnia drugiego. Raczej głębokie pragnienie i wołanie, jak małego dziecka podrzucanego na rękach przez ojca: „Jeszcze!”
Żeby docenić światło, trzeba doświadczyć ciemności.
Ale gdyby się tak poważnie zastanowić, to większość piosenek z dzwoneczkami mówi o tym, że święta BĘDĄ: jadę na święta do domu, Mikołaj przyjeżdża do miasta, wszystko czego chcę na święta (mówię teraz, to jeszcze zdążysz nabyć) itd… A zatem są jak najbardziej adwentowe! Z moją ulubioną piosenką, „Gabriel’s Message” Stinga, na czele 🙂
Więc to puszczanie czy śpiewanie naszych klasycznych kolęd na krakowskim Rynku jest przegięciem w tym czasie, a nie to, co zwykle leci w radio. Bo teraz właśnie jest czas na piosenki z dzwoneczkami 🙂
No, ewentualnie pan śpiewa, że „last Christmas” on give swoje heart i następnego dnia miał je już powrotem 😀 Ale nie będę się kłócić;)