Targi

Ano były targi książki, były. Jak zwykle duszno, tłumnie a na stoisku Znaku nawet ochroniarze, bo po zeszłorocznej heroicznej obronie nienaruszalności cielesnej Szymona Hołowni, w tym roku przedstawicielka działu marketingu wolała już nie ryzykować. Stało takich pięciu dużych panów z „makaronem” wystającym z uszu i tworzyło stabilny kordon odgradzający formująca się już godzinę przed zapowiadanym podpisywaniem książek kolejkę. Udało mi się przedostać po znajomości, uścisłam smukłe palce, które wystukały na klawiaturze tak pożądaną przez tłumy pozycję książkową, ale pogadać dłużej jak zwykle czasu nie było. Miło było tez poznać współautora „Bóg, kasa i rock’n’roll”. Marcina Prokopa, znaczy się.

A jak już podkreśliłam swe obycie w świecie celebrytów, mogę wrócić do mojego ukochanego nurkowania w niszach. Mmmmm, ale było wypaśnie. Zasłyszałam nieco plotek o planach wydawniczych, ale nie mogę ich zdradzić, choć smakowite. Od wydawnictwa „W drodze” wyłudziłam bajki o. Marcina Jelenia i ostrzegam – z pewnością jeszcze o nich napiszę. Pięknie wydane, bo tego warte, i zdecydowanie moge przyklasnąć znaczkowi serii na okładce – Czytajcie Jelenia! Czytajcie, do jasnej… i może tu zakończę moją parafrazę wiersza Gałczyńskiego 🙂 Co by nie gorszyć i złych skojarzeń z bajkami nie tworzyć.

Ponadto odebrałam wygrane „Życie w listach” Tomasza Mertona – to na dłuższe posiedzenie, pięknie wydane, twarda okładka w obwolucie, lekki papier. Ogólnie na rynku jest wiele pięknych książek i nie mam tu na myśli błyszczących kredą albumów, ale na przykład dopieszczone graficznie publikacje „Esprit’u” (kupiłam u nich kolejnego lewisa – „O modlitwie. Listy do Malkolma”, a Piotr mało co, a namówiłby mnie na Pagnola, ale heroicznie zwiałam ze stoiska) czy „słowo, obraz/terytoria” z Gdańska. Seria, w której wyszła m.in. książka Agnieszki Tomasik o Kijowskim, to prawdziwe dzieło sztuki.

Nadto od Moniki dostałam książkę o Ojcach Pustyni ks. Starowieyskiego, za piątkę weszłam w posiadanie publikacji po sesji naukowej o judeochrześcijaństwie i uwieńczyłam wszystko kupnem kalendarza. Ufff.

Cały ocean książek. W takim stężeniu pozostawia wrażenie, że nic nowego napisać się już nie da, że rynek jest już zalany całkowicie. A co roku pojawiają się nowi autorzy i nowe pozycje. I wciąż jest całe mnóstwo tych, kórzy chcą czytać, nawet jeśli coraz więcej z nich używa do tego czytnika e-booka. Nad wejściem do księgarń chyba powinno wisieć ostrzeżenie: „Uwaga! Używanie wyobraźni uzależnia!” 🙂

7 myśli nt. „Targi

  1. Obchodząc po raz kolejny dziś różne miejsca w necie (nerwica) – jak stróż czy ochroniarz, ale z makaronem w głowie – postanowiłem podzielić się dwiema refleksjami:

    Primo, to ja miałbym ochotę powiedzieć Szymonowi, jak w kartach, „sprawdzam” – zwłaszcza po tej całej aktualnej aferce; coraz bardziej się podejrzliwie dystansuję, a przecież lubię lubić ludzi…

    Secundo, to z tymi książkami nie jest najlepiej. Ze swojej działki wiem, że książki naprawdę ważne nie są tłumaczone, a nawet wspominane w Polsce – i „cudem” się człowiek o nich dowiaduje, a wiele kosztuje, by je przeczytać (kasy i czasu na oczekiwanie przesyłek, a potem talentu tłumacza, co nie wypacza). Z działki naszej wspólnej, to wielu od zbyt dawna nie ma, np. Panikkara, Schillebeeckxa.

    Trzecia to nie refleksja, tylko pozdrowienie.

    • Rynek książki jest o tyle dziwny, że najczęściej to, co warte tłumaczenia i debaty, sprzedaje się w nakładzie 300 sztuk, więc wydawnictwa nie chcą ryzykować. A tłumaczenie znacznie podnosi koszty, jakie poosi wydawnictwo przygotowując książkę do druku. Szczególnie dobre tłumaczenie.
      Co do Szymona, to też od wielu lat mam ochote na spokojną kawę z nim i pogadanie o paru kwestiach. Takie, jak to ująłeś, „sprawdzam”. Ale on nie ma czasu, co raczej wydaje mi sie brakiem chęci 🙂 Więc tylko obserwuję i od czasu do czasu konsultuję jego książki.
      Oczywiście również serdecznie pozdrawiam 🙂 Stojąc przy stoisku „słowo, obraz/ terytoria” czułam delikatną bryzę i tak mi sie jakos do Gdańska zachciało… i smutek, że w najblizszym czasie, to mało realne. Ech.

  2. Ja dzielnie walczyłem w piątek o to, by nie odchudzić za bardzo portfela, ale oczywiście trochę zaszalałem. Na pierwszy rzut poszła właśnie książka Hołowni i Prokopa, a to dzięki wcześniejszej reklamie pewnej Pani Redaktor (z którą pogawędki bardzo mi brakowało). No ale za to zwieńczeniem Targów było przemiłe spotkanie w Sieście. Przy wybornych specjałach, konspiracyjnym szeptem została ujawniona, między innymi, tajemnica „wyjścia moscatela”, a nadto wiele innych szczegółów, od których pewne osoby (mamy taką nadzieję) dostały solidnej czkawki ;-P Pozdrawiam!

    • Obroniły się przed ową czkawką stanowczym sprzeciwem woli :] Plotkarze 😛

      Jestem bardzo ciekawa twoich wrażeń z książki, oczywiście licze na szczerość! Odpozdrawiam 🙂

  3. Ja mam taki problem z Szymonem Hołownią. Mianowicie on w taki dość nonszalancki sposób pisze o byciu wysłuchanym w modlitwach prośbach. U niego to kwestia kilku dni. O tym każdy lubi czytać. Ale… To jest ktoś spełniony zawodowo, zarabiający dobre pieniądze, będący wśród sporej grupy ludzi a to sprawia, że prawdopodobieństwo pomyślnego zakończeniu jakiejś sprawy albo rozwiązania problemu jest duże. Zawsze ktoś zadzwoni, ktoś coś pomoże itp.

    Ja natomiast nie doświadczam przez wiele lat takiego Bożego dobrodziejstwa w związku z modlitwą prośbą. A to są sprawy zbyt fundamentalne bym mogła je opędzlować słowem, że Bóg tak chce. Bo musiałby być to Bóg nieludzki. A Szymon Hołownia jako celebryta żyje w innej rzeczywistości i z takiej perspektywy rozpisuje się o swoich relacjach z Bogiem, o swoich wysłuchanych modlitwach. On ma komfort psychiczny rozprawiać w „Glamour” /bo tam też udzielał wywiadu/ jak Bóg go kocha i jakie mu to daje poczucie bezpieczeństwa.

    Mimo, że jest on bardzo sympatyczny, że radzi sobie z rozmówcami, którzy atakują wiarę, znajduje odpowiedzi na wiele pytań to jednak jemu żyje się w miarę dobrze. Inni tak nie mają, a trudno podejrzewać Boga, że otacza miłością tylko Hołownię. Mnie już to pytlowanie o tym Bogu w wykonaniu Szymona męczy. Nic nie wniesie mi książka z Prokopem, choć na pewno dobrze się sprzeda. On może się zastanawiać czy nie ma np. fałszywych przyjaciół, którzy są blisko niego, bo jest znany. Ale czy zastanawia się, że bywa wysłuchany, bo okoliczności mu sprzyjają?

    • @Kasiu
      Trzymam z Tobą – solidarnie 🙂

      A dwa – pamiętaj, że „Błogosławieni, którzy się smucą…” Itd. Chrześcijaństwo chyba nie polega na tym, że wszystko jest ok, wszyscy Cię lubią, powodzi Ci się, spełniasz się. Jeżeli nawet tak się zdarza, to zawsze są inni – chyba większość – którym tak się nie zdarza; świat potrzebuje zbawienia – gdyby wszystko mogło być zwyczajnie ok, nie byłoby chyba krzyża.

      Jeśli tezą naszego życia jest pragnienie prostego szczęścia/sytości/spełnienia, antytezą zaś doświadczenie absurdu istnienia na wielu poziomach, to jedyną sensowną syntezą, dzięki której da się egzystować jest Miłość. W najgorszej nawet sytuacji to my możemy starać się być dobrzy, nie dla własnej zasługi, ale po prostu – bo Dobro jest dobre.

      Co do Szymona, to z całą sympatią – zwłaszcza do wielu jego słuchaczy – ja bym się na jego miejscu obawiał (jak w przypadku ks. Bonieckiego zresztą) przestrogi Jezusa z Łk 6, 26:”Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom.”

      I piszę to jako naprawdę grzeszny, nieudolny człowiek.

      Pozdrawiam serdecznie

  4. Bardzo dziękuję za wsparcie.

    Czasem modlimy się o dwie bardzo ważne sprawy. Żeby móc godnie żyć.
    Bez stresu. Różne są konfiguracje życiowe. Każdy ma inną sytuację. I każdy wie co powoduje u niego stres i zamartwianie.

    Akurat za przesadnym uznaniem czy jakąś towarzyską popularnością nie tęsknię. Jeśli pisałam o tym w kontekście Szymona Hołowni to w takim znaczeniu, że jeśli on modli się o pomoc bo np. kończy mu się kontrakt z TVN i nie jest pewny przyszłości to u niego prawdopodobieństwo, że ktoś z propozycją zadzwoni jest dużo większe niż u innych osób. I może opowiadać potem, że modlił się za wstawiennictwem ks. Sopoćko i proszę udało się. Podtekst jest taki: „Wy też możecie się modlić i będziecie wysłuchani”, ale problem polega na tym że nie każdy jest w takim położeniu jak on. A Szymon w „Tabletkach z krzyżykiem” i „Monopolu na zbawienie” tak to przedstawia. Taki jest wydźwięk. I boli mnie, że on o tę logiczną stronę tych modlitw nie troszczy się. Mało tego podgrzewa atmosferę. Inni księża z showmeńskim zacięciem też to robią.

    Ludzie na początku to kupują. Mnie też zafrapowały pewne fragmenty „Tabletek…”, ale niestety to tak nie działa. To tak jak jakiś lekarz będzie miły dla znanego pacjenta. Np. dr Szczeklik będzie bardzo miły dla Anny Dymny. Ktoś to przeczyta w „Twoim Stylu” i pomyśli, że tak jest zawsze. A może się okazać, że on jako szary człowiek spotka się tylko z poprawnym zachowaniem. Takie są mechanizmy życia społecznego. Mnie chodziło właśnie o te mechanizmy, nie o to, że ja potrzebuję takiego uznania bądź za nim tęsknię. Nie.

    Również pozdrawiam serdecznie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s