Po omówieniu wewnętrznej postawy – cierpliwości, Franciszek Salezy pisze o tym, jaki zewnętrzny przejaw idzie z nią w parze. Przynajmniej tą prawdziwą.
Każdemu z nas pewnie zdarzyło się w życiu spotkać, niektórzy może nawet codziennie widują (np. w lustrze) osobę, która przypomina samochód poruszający się na zaciągniętym ręcznym. Jedzie, ale co to za jazda. Cóż, narzucenie sobie cierpliwości, która polega wyłącznie na zaciskaniu zębów, prowadzi jedynie do zakwasów w mięśniach szczęki. Ale jak inaczej być cierpliwym, skoro nieustannie budzi się w nas gniew? Jak napisał św. Augustyn, zacytowany przez Salezego, za którym ja cytuję: „Lepiej jest w ogóle nie dopuszczać się gniewu, jakkolwiek by nie był słuszny i sprawiedliwy, niż ten gniew, choćby i najdrobniejszy, wpuścić do swojego serca; bo gdy raz się tam wprosi, trudno go wyprosić; tym bardziej, że wchodzi ździebełkiem, a po chwili rozrasta sie w belkę”. A jak gadzina przenocuje w sercu (jak pisze Salezy) to rano obudzimy się ze sporych rozmiarów problemem pod tytułem nienawiść.
„Ale jak gniew odepchnąć? – zapytasz Filoteo”
Po pierwsze – uświadomić go sobie, dostrzec i spokojnie, podkreślam za św. Franciszkiem, spokojnie, by nie wprowadzić do swojego serca rozdwojenia i jeszcze większego zamętu, odsunąć.
Po drugie – odsunąć nie w podświadomość, ale w stronę Boga. Ewagriusz z Pontu, ceniony za duchowe rady mnich z IV wieku, gniew wymienia wśród siedmiu złych duchów, które mogą zawładnąć sercem wierzącego. Jaki zaś najlepszy sposób na złego ducha? Wołanie o dobrego Ducha. I prośba o zmiłowanie i Bożą pomoc.
Po trzecie – jak nam sie przydarzy wybuch, albo ździebełko juz zapuści korzonki z tendencją rozrostową, trzeba się do tego przyznać, przeprosić i starać wynagrodzić. To może byc bardzo trudne, szczególnie, że „Nigdy bowiem jeszcze człowiek rozgniewany nie przyznał, że rozgniewał się niesłusznie”.
W chwilach złości warto też odejść na bok, nie komentować, pójść pobiegać, rąbać drewno, pośpiewać – zasadniczo zrobić coś, co zluzuje emocje.
I tu ważne: zwłaszcza NIE KOMENTOWAĆ. Kiedyś do proboszcza pewnej wioski przyszła do spowiedzi kobieta, która była znana z tego, że nieustannie kłóciła się ze swoim mężem. Ksiądz poradził jej, żeby za każdym razem, jak będzie chciała się pokłócić ze ślubnym, nabierała w usta święconej wody i nie połykała jej, dopóki mąż się nie uspokoi. Kobieta zastosowała się do rady spowiednika, a mąż widząc, że ile razy odruchowo zaczyna na nią krzyczeć, ona nie daje się wciągnąć do kłótni, zaczął być wobec niej łagodniejszy i ostatecznie terapia „na święconą wodę” uspokoiła ich rodzinne życie. Woda, oczywiście, święcona być nie musi, grunt, żeby nie pozwolić się jej wylać.
A swoje żale i uwagi starać sie wypowiedzieć bez gniewu, w innym momencie. I to właśnie ta umiejętność: łagodnego, dobrotliwego postępowania z innymi jest zewnętrznym przejawem prawdziwie cierpliwego serca. Franciszek Salezy nazywa takie postępowanie „słodyczą”, ale myślę, że współcześnie o wiele czytelniejszym określeniem będzie właśnie łagodność.
Autor cały podrozdział poświęca także temu, że ta łagodność ma dotyczyć nie tylko naszych bliźnich, ale mamy też tak odnosić się do siebie. Padłeś? Znów coś poszło nie tak? Nie biczuj się, nie pij napojów energetyzujących bądź wyskokowych, tylko uświadom sobie „że cóż dziwnego, iż ułomność jest ułomna, słabość słaba a nędza nędzna? A jednak ze wszystkich swoich sił znienawidź obrazę, jaka wyrządziłaś Bogu, i z wielką odwagą i ufnością w Jego miłosierdzie wracaj na drogę cnoty, z której zeszłaś”. „Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie”, jak zapisał prorok Izajasz, staniesz się zdolny do takiego spojrzenia i działania wobec innych.
Będzie to miało jeszcze jeden skutek uboczny, ale o tym w następnym odcinku.
Najlepiej zapytać samego siebie o ten gniew, o jego powód i nasz stosunek do gniewnych emocji. Te pobożne dywagacje mają przełożenie na język, którym posługuje się psychologia. Gdy człowiek nie chce zrozumieć tego, co złości go to faktycznie nakręca się i uzależnia od gniewu. Duchowość to trochę taka amatorska autopsychoterapia gdzie Bóg reprezentuje zdrowy rozsądek, prawdę i sprawiedliwość. Chroni nas przed innymi a innych przed nami a czasem nas przed nami samymi.
Zapominasz jeszcze o tym, że ma miejsce jeszcze coś takieo, jak działanie łaski. Oddawanie gniewu Bogu oznacza wołanie o to, by On działał, właśnie przez łaskę. Sama psychologia, bez tego dotyku, jest bezradna. Wiele wyjaśnia, ale czy ma zdolność uleczenia do samej głebi serca? Nie sądzę.
To tak daje pod dyskusję, bo może mam zbyt niskie mniemanie o psychologii 🙂
Psychologia wspiera duchowość i odwrotnie. Dusza i ciało muszą żyć w harmonii. Tak, jak serce i rozum. Kiepski psycholog tak samo szkodzi jak kiepski duchowny. Grunt to dobrze trafić i nie wybrzydzać. Bo same chęci niewiele dadzą gdy nie ma się ochoty na żadne zmiany. Rozbudowuje się do mega rozmiarów duchowość, jakby to miała być zastępcza ofiara z siebie często po to, by uciekać od podjęcia istotnych decyzji i właściwej ofiary. Tej, która oczyszcza umysł i serce by łaska mogła zostać przyjęta i wydać owoce. To są naczynia połączone i jak coś się tam zatka to nic nie pomoże. Współpraca człowieka z łaską to praca na dwóch etatach pneuma i psyche.
Gniew właściwie od wieków budził, i nadal budzi, niepokój – wszelkiego rodzaju przestępstwa czy tez różnorakie bunty, rewolucje, powstania są, co by nie mówić, bezpośrednio z nim związane.
Choćby nasza rodzima „Solidarność”.
Mówię tu o gniewie ludzkim, ale wiele pisze się tez w Biblii o gniewie Bożym, który przyczynił się niewątpliwie do usprawiedliwiania słusznego , uzasadnionego gniewu ludzkiego (w dobrej, słusznej sprawie, w obronie godności własnej lub cudzej, przeciwstawiając się złu…)
A gniew Boży karzący grzeszników?
Jeszcze i dziś czasem śpiewamy : „…a kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze” – ja milczę, przy tych i wielu innych słowach, przeróżnych piosenek i pieśni religijnych, zupełnie nieteologicznych. Milczę, gdy w Kościele rozbrzmiewa gromki śpiew współwyznawców…
Czy Bóg zakazuje gniewu, czy może raczej trwania w zagniewaniu, jak też planowania zemsty i bycia mściwym?…
Łagodność, nie chowanie urazy, praca nad równowagą , spokój, umiar, to wszystko często dziś nazywamy słabością.
Czy tłumienie gniewu jest dobre? Powinniśmy raczej uczyć się wyrażać „pokojowo” nasze gniewne niezadowolenie no i zastanowić się co czas pewien, czy czasem nie wpadamy w gniew z mało znaczących powodów, i czy umiemy panować nad nim, czy nie poddajemy się przemocy, kiedy to własnie winniśmy pozostać łagodnie opanowani , a przez to silni, mocni i pewnie w sumie – zwycięscy.
A gniew, jak wiemy, ma różne twarze: wściekłość, furia, agresja słowna lub fizyczna, irytacja, rozdrażnienie, stan podniecenia, nadpobudliwość, wzburzenie, oburzenie, złość, awanturnictwo, chuligaństwo, wandalizm, terroryzm…
Gniew, myślę, rodzi się z braku szacunku dla innych, z nie pozwalania być drugiemu sobą, kwestionowania należnych mu praw.
***
Czy jesteśmy w 100% pewni, ze w podświadomości Boga nie ma?
On jest wszędzie. Ale NIE JEST podświadomością. Jeśli zamkniemy niechciane uczucia w podświadomości, to się zemści: na nas, naszych bliskich, świecie wokół nas. Dlatego nie wolno upychać uczuć w podświadomości, trzeba je przeżyć.
Metoda na „święconą wodę” is the best!!!
😀