Słudzy kardynalscy miewają dziwne pomysły. Na przykład jednemu z nich, służącemu kard. Pietro Capocci, w 1256 roku przyszedł do głowy pomysł, żeby do stajennej studni wrzucić kamień. Motywacje do końca nie są znane, ale efekt już tak i to szeroko – woda w studni gwałtownie wezbrała a na jej powierzchni, wbrew prawom fizyki, pływał kamień, na którym namalowana była podobizna Matki Bożej. Ta oto:
Dziś na miejscu dawnych stajni kardynalskich stoi kościół Santa Madonna in Via, a w nim mała kapliczka Madonny ze Studni (Madonna del Pozzo). Zresztą studnia także nadal tam jest i pobożni pielgrzymi mogą się napić z niej wody, dlatego pewnie o tym miejscu często się mawia, że to małe Lourd. Miejscem opiekują się Słudzy Maryi.
Piszę o tym obrazie z dwóch powodów: przeczytałam o nim dziś rano w ZENICIE a po drugie mamy jesień, co oznacza, że razem z liśćmi wielu osobom spada nastrój. Tymczasem Madonna del Pozzo jest patronką osób cierpiących na depresję. Historia jej odnalezienia jest opowieścią o tym, że sięgnięcie dna nie musi oznaczać pozostania na nim. Wbrew powszechnie znanym prawo funkcjonowania tego świata kamień pływa na powierzchni wody.
Nasze kamienne serce też może zostać wyniesione ku Bogu. Jednym powiewem Ducha 🙂
PS
Zdjęcie pochodzi z tej strony, tam też więcej zdjęć z sanktuarium.
Oh, jak ja bym chciała, żeby wbrew wszystkiemu udało mi się wyjść z trudnej sytuacji. Bardzo. Żebym wypłynęła jak ten kamień 🙂
Na jesień polecam ruch: spacery, ćwiczenia /pilates/, dobrą kawę /piję nescę z tłustym mlekiem, rzadko kupuję smakowe, ale lubię kawę pomarańczową, kokosową i orzechową/ plus niewielka ilość czegoś słodkiego. Jedna, dwie czekoladki np. z „Wawelu” w deserowej czekoladzie: może być ta o smaku „Tiramisu” albo z adwokatem. Jest niezłe ciasto orkiszowe w piekarni „Pawelczyk” np. na Sławkowskiej za kościołem św. Marka idąc w stronę Plant. Ciasto jest płaskie, takie cieniutkie blaciki o smaku biszkoptowo – babkowym posypane sezamem. W środku są różne ziarenka. Dobre. Polecam.
Opisujesz to tak smakowicie, że aż ślinka cieknie samoczynnie, jak psu Pawłowa 😀
i nadwaga murowana, haha, chyba, że będzie dużo ruchu, ale jak jest ciemno i zimno, to się nie chce…
Prosze tu nie siać pesymistycznych wizji 😛
Chyba pomyliłam nazwę tej piekarni. Nie pamiętam jak się nazywa, ale jest w tym miejscu co napisałam. W innych punktach też jest.
Elu, dzięki za kolejną perełkę. Nigdy nie słyszałam tej historii. A właśnie teraz dzieje się ze mną cud, którego już się nie spodziewałam: Kamień odbił się od dna i kieruje się wreszcie ku powierzchni. A na nim Oblicze Boga.
Kasiu, ciepło mi się robi w sercu gdy czytam Twoje wpisy. Czuję, że mamy ze sobą wiele wspólnego, nie tylko zamiłowanie do słodyczy… Przytulam Cię virtualnie (hope, You don’t mind).
Milo słyszeć 🙂
Agnieszko – można mnie przytulać 🙂 Ech, żebym i ja doczekała cudów. Bardzo mi się ten wpis podobał. Nawet nie wiedziałam, że taki obraz madonny istnieje i że jest taka historia związana z wypłynięciem kamienia. Piękna. Wypłynąć wbrew wszystkiemu.
Hansie – A propos słodyczy ja WYRAŹNIE zaznaczyłam, że jemy do kawy relatywnie małe ilości: jedna, dwie czekoladki albo kawałek ciasta. Takie ilości nie szkodzą, wręcz przeciwnie są wskazane. Jestem przeciwna temu, żeby rozkoszować się np. jedną kostką czekolady. Można raz na jakiś czas pozwolić sobie na między cztery a sześć kostek. Z tym, że nie jadamy słodyczy często. Raz na tydzień to już bardzo dużo. Dobra jest czekolada czeska „Studencka”. Trochę słodka, ale ile ona ma w sobie wtopionych różności! Maleńkie kawałeczki galaretki, rodzynki, orzechy, niektóre mają suszone jabłka, owoce leśne. A wszystko to w czeeekoooolaaadzie 🙂 Chałwa też bywa fajna do kawy.
Kasiu, ten kamień wypływa bardzo wolno. Ale zmierza w dobrym kierunku. Czasem jest płycej, czasem jeszcze się cofa, ale mam wrażenie, że widzę światełko w tunelu. Jestem z Tobą myślami. I ciepło Cię pozdrawiam i przytulam. Jest w Tobie taka śliczna, słodka prostota, niewinna i dziecięca, bardzo świeża. W świecie podtekstów, podejrzliwości, podkopywań, złośliwych aluzji – świecisz jak gwiazda. Myślę, że Pan Bóg jest najbliżej takich ludzi jak Ty, Kasiu. 🙂
A co do słodyczy, gdy gorzko, lepiej sięgnąć po czekoladę niż się zamartwiać. Wszystko jest dla ludzi – byle z umiarem, jak piszesz.
Mam ochotę na „Studencką”… 😉
Agnieszko – nie wiem czy we mnie jest taka słodka prostota. Posty to tylko posty. Chyba nie wyczytałabym z nich aż tak miłych cech. Raczej jestem rozczarowana do rzeczywistości. Ale sądząc z opowieści mojej koleżanki nie ja jedna mam krytyczny stosunek do życia i nie ja jedna widzę smutną prawdę o nim, choć bardzo bym chciała, żeby tak życie nie wyglądało. Pozdrawia serdecznie.
Prostota, to nie brak krytycznego spojrzenia, lecz prostolinijność, unikanie krętactwa. Przypominasz mi trochę Natanaela, o którym Jezus powiedział „Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”. A przecież chwilę wcześniej Natanael skrytykował rodzinną miejscowość Jezusa: „Czy może być co dobrego z Nazaretu?”
Z postów można wiele wyczytać, wbrew pozorom. Też pozdrawiam serdecznie
No to z tym się zgadzam. Nie umiem kłamać. Wiem, że być może każdy tak mówi, ale nie kłamię. I nie lubię pozy. Nie krętaczę. Też nie umiem. Jeśli ktoś wyczytuje dobre rzeczy o mnie z postów to jest mi bardzo miło. Choć ja mam wady. Dobrego week-endu. Dla Ciebie i gospodyni blogu. Pozdrawiam Was obie serdecznie i jesiennie.
Odpozdrawiam dziarsko poprawiając zapaskę pełna malinówek 😀
Gospodyni
PS
Ostatnio zaczyna mnie prześladowac myśl o posiadaniu wlasnego ogródka, najlepiej sadu. Chyba się już zestarzałam 😀
Natchnęłaś mnie Elu tą wizją Ciebie z zapaską pełną jabłek, gospodarsko krzątającej się po jesiennym ogrodzie…
We wrzośnej ciszy
szeleści fiolet
a górą
błękit tak gęsty
że zanurzone w nim
drzewa stoją
Rajskie owoce
Rumiane i
ciepłe od pieszczot
słonecznych
ciążą ku Twoim rekom
W tym dobrym miejscu
W tym nowiu nadziei
Trwa
Kruche piękno
Życie
Cudowny wiersz 🙂
Szczególnie udany „błękit tak gęsty że zanurzone w nim drzewa stoją” i „ciepłe od pieszczot” 🙂 Pozdrawiam.