Bóg czasem zawiesza czas. Jakby zamykał drzwi, za którymi szaleje zadymka albo gwałtowny wiatr. Lubię ten moment, kiedy czuję delikatny dotyk wieczności uświadamiający subtelnie acz konsekwetnie, że Boże zegary chadzają zupełnie innym rytmem niż te należące do ludzkości.
Przede wszystkim nie ma takiego samego dla wszystkich rytmu przesuwania wskazówek.
Żeby bardziej skomplikować – ten rytm się zmienia w zależności od naszych wyborów.
Wreszcie Boży czas odliczają wskazówki idące po wznoszącej się spirali, nie po okręgu.
Ta spirala prowadzi nas do zjednoczenia z Bogiem. Ten czas jest odmierzany naszym dojrzewaniem. Każdy wybór, każda decyzja to drgnięcie wskazówki. Są przeskoki minutowe, ale są też chwile, kiedy dłuższa wskazówka powoduje przesunięcie krótszej – to decyzje podstawowe, dotyczące wyboru i realizacji powołania. Wbrew temu, co mówi świat, tych przesunięć nie da się już zmienić. Żłobią w nas głebokie bruzdy, naznaczają na zawsze. Że można od nich uciec? To też decyzja, też drgnięcie wskazówki. Ale w miejscu. Przestajemy się poruszać, a poruszająca się w górę spirala znosi nas w dół. To już nie my decydujemy – to decyduje SIĘ za nas. To może i wygodne, ale wolność lepiej smakuje. Zwłaszcza, jeśli daje jeszcze większa wolność, czyt. większą zdolność czynienia dobra.
Czas. Brak czasu. Milczący uśmiech Boga czekającego na naszą decyzję. Nie, nie dlatego, że musi na nią czekać, ale dlatego, że chce na nią czekać. Nawet jeśli jej nigdy nie podejmiemy zgadzając się na własną degradację.
Dopóki żyjemy, nigdy na tę decyzje nie jest za późno.
Śniło m się, że umarłam i wtedy, pomimo braku źycia ale bardzo świadomie spotkałam się z życzliwą miłością Boga, który pokazał mi moje źycie, jak film, do ktorego sama pisałam swój dialog. Dopiero co urodziłam się, źyłam a juź umarłam, jakby mój czas był kropelką wody na pustyni czasu.