Filotea odpoczęła i teraz czas na nieco aktywności fizycznej. Jej osobisty trener – św. Franciszek Salezy – zaleca jej trzy rodzaje ćwiczeń.
Po pierwsze – spacery. W kierunku kościoła, zwłaszcza w niedziele i święta i zwłaszcza na Godzinki i Nieszpory, tudzież inne nabożeństwa. Co prawda można je odprawić także w samotności, ale „chociaż i na osobności równie dobrze jak w bractwie moglibyśmy spełniać dobre uczynki i ćwiczenia – – i choćbyśmy je nawet z większą dla siebie pociechą spełniali – to jednak większą odbiera Bóg chwałę, jeżeli nasze dobre sprawy wnosimy do społeczności i spółki z braćmi i bliźnimi”. Celne przypomnienie: tu chodzi przede wszystkim o chwałę Boga, nie tylko nasze zadowolenie. Nadto otrzymujemy wg Salezego doświadczenie wspólnoty potrzeb z innymi (naocznie i nausznie możemy się przekonać, że nie tylko my aspirujemy do przyjaźni z Bogiem) i wzajemnie budujemy się naszą wiarą. Od siebie dodam, że pozbywamy się tez zludzeń co do naszej doskonałości, szczególnie jeśli współsiostry i współbracia upierają sie przy okazywaniu tej mniej doskonałej części swojej istoty. Albo mamy cięższy dzień i odkładany z godziny na godziny różaniec, w gronie o średniej wieku 60+ ostatecznie zostanie odmówiony i to nawet z pewną lekkością.
Po drugie – gry zespołowe. Trzeba z rozwagą i otwartym sercem dobrać sobie drużynę. Salezy sugeruje, że na pewno warto do niej zaprosić swojego Anioła Stróża i patrona chrzcielnego (moim jest Elżbieta z Schonau, benedyktyńska mistyczka z XII w.). Każdy ponadto zna świętych, którzy są jakoś bardziej jego niż inni. U mnie listę zaczyna św. Biedaczyna z Asyżu, jednak choć duchowość mam żebraczą, to zdecydowanie „psią” (może dlatego, że urodziłam się w święto św. Katarzyny ze Sieny) i o wstawiennictwo zwykle proszę Ojca Dominika, Jacka Odrowąża, Michała Czartoryskiego, czasem Katarzynę i Czesława; dalej Benedykta z Nursji, Małą Tereskę, Edytę Stein (mały desant karmelitański, a co!), Nennolinę, ks. Jerzego Popiełuszkę i last but not least – Jana Pawła II. Chociaż wolę o nim myśleć per Karol Wojtyła 🙂
Święty Franciszek duży nacisk kładzie na to, żeby najważniejsze miejsce w tym składzie zajęła Maryja. I rzeczywiście jest w Niej coś niesłychanie pociągającego i pięknego, świętego a jednocześnie bliskiego i domowego. Warto Jej powierzać wszystkie swoje relacje, szczególnie te trudne – potrafi je wyprostować. A nade wszystko to Mistrzyni kontemplacji, słuchania i owocowania Słowem. Najlepszy trener lectio divina, jakiego znam!
Wreszcie po trzecie – chwytanie. Słowa chwytanie. A dokładnie to lektura Pisma, książek o duchowości („Naśladowanie Chrystusa”, „Wyznania” św. Augustyna, „Listy” św. Hieronima, dzieła Teresy z Avila, itd, itp.) i życiorysów świętych. Tu autor zaleca czerpanie przykładu z bohaterów tych biografii, a jeśli się ich naśladowac nie da, to przynajmniej pozwólmy się zapalić ich miłości ku Bogu.
Jak widać nie jest to sport wyczynowy, co więc szkodzi zacząć. Na przykład od teraz.
Gdzieś tam kiedyś usłyszałem, że Franciszek Salezy zawiódł niemal pewną nabożną niewiastę. Ta przyszła do niego po ćwiczenia duchowe klasyków, by nie rzec tytanów życia duchowego, a on jej odrzekł, że na początek niech się nauczy po cichu zamykać drzwi 🙂
A wpis, Pani Elu – po prostu szkoła życia duchowego! Piękne świadectwo autorki wpisu, które niejednego, w tym kapłana, może czegoś dobrego nauczyć. Dzięki serdeczne! Pozdrawiam nieustająco!
Dzięki za dobre słowo – odpozdrawiam! 🙂
Święta prawda z tym pierwszym punktem! Bardzo często spotykam takie osoby, które w ciągłym niezadowoleniu wędrują od jednej grupy modlitewnej do drugiej, w nieustannym poszukiwaniu coraz to głębszych doznań i coraz to doskonalszych form życia wspólnotowego. Uwaga o tym, że chodzi przede wszystkim o chwałę Boga, a nie o moje własne zadowolenie, jest zatem nadzwyczaj celna!
A przy okazji miło wiedzieć, że dzięki Maryi i ekipie karmelitańskiej jesteśmy w tym samym teamie duchowym 😀 Ostatnimi czasy zaczyna mi być też coraz bliżej do św. Franciszka z Asyżu.
Pozdrawiam!
Tak, św. Franciszek Salezy świetnie to wychwycił. Niby takie oczywiste a nie zawsze się to zauważy 😀
Odpozdrawiam, powodzenia w brudnopisie duchowym reaktywacji!