Po grecku, czyli w oryginale, to zdanie brzmi:
„Kai me eisenenkes hemas eis peirasmon” co dosłownie tłumaczy się jako: „I nie dozwól, abyśmy ulegli pokusie”.
Tymaczasem codziennie w modlitwie mówimy: „I nie wódź nas na pokuszenie”.
Ciekawe przesunięcie akcentów. Jezus wydaje się mieć na myśli to, że pokusy są nieodłączną częścią życia i jeśli cie kuszą, to znaczy, że jeszcze żyjesz. A polska wersja Modlitwy Pańskiej mówi: „Oddal od nas pokusy”. To taka bardziej tchórzliwa i zdecydowanie nierozwojowa interpretacja. Nierozwojowa, bo przecież „duch w słabości się doskonali”. Moment pokusy jest momentem decyzji a przede wszystkim sprawdza jej jakość i poziom zdecydowania decydenta.
Prosząc Boga o to, by nas chronił przed ulegnięciem pokusie prosimy Go zarówno o jej oddalenie, jak i siłę do przezwyciężenia jej. Prosząc jedynie o oddalenie pokusy zamieniamy się w zamkniętych w Wieczerniku ze strachu przez Żydami. A przecież już otrzymaliśmy Ducha…
O jakże mądrze Ty prawisz, ja się ostatnio również najeżałam na to tłumaczenie. Pewnie, że lepiej!
Dzięki za wsparcie! Podejrzaną o spowodowanie zmiany jest łacina – kluczowe słówko zostało przetłumaczone jako „inducas”, czyli właśnie raczej wodzenie niż obronę przed ulegnięciem (chociaż „inducas” też to znaczenie ma, ale słabsze). I mamy, co mamy 🙂
Piszesz, jakby „Nie wódź nas na pokuszenie” dało się interpretować jako „Oddal od nas pokusy”. A przecież większość ludzi interpretuje to jeszcze inaczej: jako prośbę o niekuszenie przez Boga. Prosimy Ojca, by nas nie kusił, by nie wystawiał nas na próby – choć przecież wiemy z nauk Biblii, że to diabeł nas kusi, nie Bóg. Wielu interpretuje tu Ojca jako „tego złego” ze Starego Testamentu, w kontraście do łagodnego Chrystusa. Błędnie, oczywiście.
A to insza inszość 😦