Przenieśmy się na chwilę do Wietnamu:
„kard. Cervellera: Kościół w Wietniamie jest obecnie, obok Kościoła w Chinach, jednym z najbardziej prześladowanych Kościołów w Azji. W XVIII i XIX wieku zginęło w Wietnamie ok. 200 tys. męczenników. Te śmierci były zasiewem nowego życia Kościoła. Drugą rzeczą, która czyni Kościół w Wietnamie tak silnym, jest jego jedność.
ZENIT: Co jest jej źródłem?
kard. Cervellera: Pochodzi z edukacji religijnej, jaką [pierwsi] wierni otrzymali od jezuitów oraz ze świadectwa, jakie przez wieki ludzie Kościoła składali w Wietnamie. Obecnie kościelne osoby publiczne cieszą się większym zaufaniem niż rząd.”
A teraz wróćmy do Polski. W najnowszym „Plus Minus” można przeczytać debatę na temat miejsca Kościoła w Polsce. Nie przeczytamy tam jednak o świadectwie czy fundamencie doktrynalnym. Cień poszukiwania świadków można znaleźć w tekście Tomasza Terlikowskiego czy Pawła Milcarka, ale zasadniczo narzucony ton pobrzękuje polityczno-socjologicznie. I jest to fałszywy ton, jak widać po próbce doświadczenia wietnamskiego. Liczą się świadkowie, a świadkowie wyrastają w Kościele jedynie wtedy, kiedy Kościół jest przede wszystkim przestrzenią wrastania coraz mocniej w Chrystusa. Kiedy nie to jest najważniejsze jakie mamy osiągi w statystykach. Kiedy nie medialna popularność jest najważniejsza. Kiedy nie to jest najistotniejsze czy przy każdej debacie na tematy kościelne będzie ktoś w koloratce czy habicie, ale czy ci w koloratkach, habitach czy chociażby z krzyżykiem na szyi w naturalny sposób, przez swoje zachowanie potwierdzają prawdziwość przesłania Ewangelii.
Wiem, bardzo ambitny plan, wymagający wielu lat pracy nad sobą i dla innych. A my chcemy już, teraz, Kościół się wali, wzrastają nastroje antyklerykalne i antychrzescijańskie, coraz mnie ludzi w kościołach i do komunii… Matka Teresa w takich sytuacjach mawiała: „Wczoraj przeminęło, jutra jeszcze nie ma, mamy tylko dziś. Róbmy swoje”. A kardynał Franciszek Nguyễn Văn Thuận, jeden prześladowanych biskupów Kościoła w Wietnamie, który dziesiątki lat spędził w więzieniach, często nawracając tam i chrząc strażników i współwięźniów, mawiał z prostotą i spokojem (jak to opisal naoczny świadek): „Wiemy, że Chrystus zawsze jest zwycięzcą. Nie ma potrzeby śpieszyć się i dręczyć”.
Tylko musimy wiedzieć, co chcemy osiągnąć. Co jest głównym celem Kościoła. A nie wydaje mi się, żeby był nim politycznie czy społecznie mierzalny sukces. To też jest pomocne, jednak tym o co chodzi przede wszystkim, jest przemiana myślenia; metanoia służaca temu, by osiągnąć zbawienie. Czyt. wieczne szczęście.