Jakby to pochwalić, żeby nie streszczać co lepszych gagów… Może tak: oglądając ten film, złapałam sie na tym, że nie patrzę na ekran, tylko zgięta wpół kwiczę ze śmiechu za oparciem fotela z rzędu przede mną. Oj tak, jeszcze teraz zbiera mnie na chichot jak sobie tę scenke przypomnę 🙂
Zasadniczo dowcip polega na tym, że mamy granicę, która ma byc zniesiona 1 stycznia 1993 roku. Granicę belgijsko-francuską, czyli po jednej stroni piwo, po drugiej camembert („śmierdzący żabojad” nie oddaje tak dobrze francuskiego odpowiednika, ale po polsku trudno oddać tę głebię niechęci ;>). Strażnikiem granicy po stronie belgijskiej jest szowinistyczny i niecierpiący Francuzów Ruben Vandevoorde (bosch, niderlandzkie nazwiska to jakiś koszmar z krainy pisowni…), po stronie francuskiej Mathias Ducatel. Drugiego gra Danny Boon, którego widok od czasów „Jeszcze dalej niż północ” wywołuje u mnie wyszczerz, pierwszego (kurcze, znów ta … pisownia) Benoit Poelvoorde. Obaj stanowią porażający śmiechem duet, od mimiki począwszy, na wyrazistości postaci skończywszy.
Komedia jest inteligentna, nadto w polskim kontekście nieco traci (nie znam francuskiego, ale podejrzewam, że zagubiło się sporo smaczków ze sfery językowej – Belgowie mówią po francusku ze specyficznym akcentem) i nieco zyskuje (scena modlitwy Rubena o to, żeby nigdy nie powstala UE, podejrzewam, że miała też polskie odpowiedniki 🙂 ). To komedia formalnie wykpiwająca bezsens zamknięcia na innych, ale (dla mnie) tak naprawde kpiąca w bardzo subtelny i ciepły sposób z naszych prób nawracania się, uporu w trwaniu w ściśle niegdys określonych i uświęconych schematach myślenia, które skutecznie potrafi zdemolować przyjaźń i miłość. Co ciekawe – bardzo pozytywnie pokazująca wiarę i Kościół. Bynajmniej nie jako zamkniętej twierdzy, chociaż z wyraźnie określonymi granicami („To tam też jest przejście celne?” 😀 ).
Ciepły, prześmieszny (choć na mój gust mniej niż „Jeszcze dalej…” ) i sympatyczny film. Chociaż to Belg jest tutaj postacią szowinistyczną, to miałam chwilami poczucie, że autor scenariusza wrzuca tez kamyczki do francuskiego, ślicznie przystrzyżonego ogródka – cechy, które wymienia w pewnym momencie w chwili wściekłości jedna z postaci świetnie oddają to, jak Francuzi są odbierani przez sporą część ludzkości. Ale nie zdradzę, jakie to cechy. W każdym razie mało sympatyczne.
Benoit Poelvoorde jest dla mnie odkryciem tego roku – świetny aktor. A twarz ma taką, jakby mu ją sam Rembrandt pędzlem maział :] Zresztą takich osób o charakterystycznym dla tamtej nacji typie urody jest tam więcej, ich wyłapywanie też sprawialo mi frajdę.
Film polecam – nie ma to jak wesoły wieczór spędzony na inteligentnej rozrywce. Tylko jedna uwaga – może uzależnić 😉