W drodze do mamy lekturą pociągową był „żywot Katarzyny ze Sieny” Rajmunda z Kapui OP. Zawstydziła mnie ta kobietka, jak ją określił papież Urban VI. I nie tyle drastycznymi postami (pod koniec życia jadła na siłę, bo organizm i tak zwracał przyjęte pokarmy – stąd zresztą współcześnie są tacy, którzy diagnozują u niej anoreksję, choć z opisu Rajmunda wynika, że był to raczej przypadek podobny do Marty Robin, która żyła wyłącznie komunią świętą), ale otwartością na Boga i żarliwością pragnienia zjednoczenia z Nim. I zupełnie innym spojrzeniem na świat i wartości – modliła sie na przykład o to, by jej dość zamożny ojciec zubożał, bo dzięki temu będzie bardziej zdany na Boga.
Poprzednio napisałam o dążeniu do świętości, ale po przeczytaniu żywotu Katarzyny mam też lekki mętlik w głowie co do tego, jak ta świętość ma wyglądać.
Póki co próbuję sobie to poukładać…
Niewiele jest świętych bo nie każdy lubi i ma ochotę rezygnować z nieczystych intencji działania. Pod pretekstem szukania chwały Bożej robi się interesy z samym sobą, z własną pychą, próznością, zaspakajaniem żądzy,szukaniem uznania i własnej chwały w oczach ludzi. Bogu świeczkę, diabłu ogarek. Wcale nie chodzi o jakąś drakońską ascezę i wyrzeczenie się małych przyjemności ale o intencje. Często zmuszamy sumienie do nazywania kłamstwa prawdą. Ale i tak król jest nagi a jego fałszywy majestat wyśmiany. Prawdziwa świetość wzbudzajaca respekt i uznanie, jest ogołoceniem ze wszystkiego co odziela człowieka od Boga. To duchowa transformacja ściśle związana z wolną wolą człowieka. Nie pozwalamy Bogu uświęcać się, nie pozwalamy Bogu żyć naszym życiem i działać Bogu w nas, oczyszczać nas i wznosić coraz wyżej, uwalniać od kłamstwa i napełniać prawdą.Wolimy nasz prywatny, mały, zakłamany świat od czystego Nieba, bez krawędzi i granic.
Piszesz: „(…)prawdziwa świętość”.
Myślę, że niemożliwa jest tu na ziemi świętość 100%, to znaczy m.in. taka, którą określa „ogołecenie ze wszystkiego co oddziela człowieka od Boga, (…) wybór naszego, małego, prywatnego, zakłamanego swiata od czystego Nieba, bez krawędzi i granic”
Pewnie trzeba wiele chcieć, by choć trochę mieć, ale ja uważam, ze nie ma tu na ziemi w nas, ludziach ani jednej wartości pełnej tzn. 100%. Jesteśmy niedoskonali, wciąż próbujący się dopełniać.
Nie znaczy to, że takich pełni wartości nie ma, są – w Bogu, do któego staramy sie przybliżać (jesli staramy).
A człowiek realizuje się na kochanej naszej ziemi poprzez trzy „św.”: BYWA świadkiem, BYWA świętym i BYWA świnią.
I wszystko zależy od proporcji tych trzech „św.”
Serdecznie pozdrawiam
Nie sądzę, żeby święty , doskonały w miłości, był świnią w oczach bliźnich. Może świętość jest świństwem dla diabła. W świętości jest pewien radykalizm jeżeli chodzi o posłuszeństwo Bogu i sumieniu. Nawet wybitne pod tym względem jednostki mają subiektywne poczucie własnej niedoskonałości wobec miłości Boga. Nie łudźmy się, że można żyć byle jak, odpuszczać sobie i osiągnąć duchowe wyżyny, jedność woli z wolą Boga. Nie można być w dwóch miejscach jednocześnie, nie mieć niczego stale zachowując wszystko.Coś trzeba poświęcić, coś oddać Bogu idąc tą drogą z Nim, w Nim, do Niego.
Hmm, „doskonały w miłości” – to cecha chyba tylko Boga…
„(…)być świnią w oczach bliźnich” – a we własnych? w zetknięciu z ideałami, w które wierzę?
Słowem świnia określiłam wszystko co złe w człowieku, sprzeniewierzone w dążeniach do Dobra.
W każdym z nas jest „coś” takiego. Może za mocne to wyrażenie i obrażające świnie-zwierzęta, mądre i czyste.
***
Uczyłam kiedyś religii w liceum i na jednej z lekcji w klasie maturalnej chciałam przekazać młodzieży swoje najgłębsze przekonania, ze każdy ma szansę na bycie świętym, czy na bywanie nim – jeden dłużej i bliżej Wzorca, drugi dalej i krócej, ale te odległości są jakoś od nas zależne, choć nie tylko od nas i nie w pełni. I o tym właśnie, co od nas zależne, kiedy, a co nie, będziemy dalej rozmawiać sobie na tych lekcjach. Dwie dziewczyny nie zgodziły się ze mną – zarzuciły mi, ze odbieram świętości i ludziom świętym ich piedestał, a im, tym dziewczynom, wzorce, ich piękno, ideały, marzenia, tęsknoty…
Niedoścignionym wzorcem jest bez wątpienia Chrystus, ale święci? – to właśnie ten wzór dościgniony, możliwy, pomimo naszych słabości i niedoskonałości… Oczywiście dla każdego inna droga, zależna od wyposażenia personalnego…
Nadal uważam, że najwspanialszym świadectwem dla mnie są ci słabi jak ja, a jednak „pchający się” naprzód…
„Osiągnąć duchowe wyżyny” – a może osiągać raz na czas? I spadać. I znów próbować. I nie tylko samemu. Choć samemu także.
Pociągać innych, pchać, być popychanym, dźwigać przez jakiś czas czyjś plecak, gdy słabnie, dbać o znaki drogowe, dla innych…
Czy to minimalizm?
Według mnie spór między Wami nie jest oczywisty.
Osobiście zgadzam się z b-m, że „niemożliwa jest tu na ziemi świętość 100%” – bo Święty jest po prostu B.
W związku z tym rację ma aG, gdy pisze „Nie pozwalamy Bogu uświęcać się, nie pozwalamy Bogu żyć naszym życiem i działać Bogu w nas”, bo o to by w „świętości” chodziło: działanie Świętego w nas, nie zaś „nasza świętość” (choć nie wiem, czy trzeba do tego „poświęcenia” – zresztą: czy my wybieramy?)
Przyznam, że nie mam i chyba nie miałem ambicji bycia świętym i wydaje mi się ona podejrzana (podobnie jak aG), zbyt egocentryczna jednak (choćby nieświadomie).
Ja to bym chciał być „szczęśliwy”, ciągnie mnie w kierunku Światła – choć nie zawsze – a kiedy świeci, szczerze chcę Je chwalić; ot i tyle. Ale ja to się mogę mylić i błądzić jak mało kto, niestety.
Pozdrawiam
Jeszcze w sprawie Katarzyny Sieneńskiej. Ja nie znam jej za bardzo, ale w czasie studiów utkwiło mi w pamięci i zafascynowało jedno zdanie, które ponoć usłyszała od Chrystusa – a jego prawda wydaje mi się olśniewająca. Nie potrafię go chyba zacytować dobrze, ale mniej więcej brzmiało tak:
„Ja jestem tym, który jest – a ty [do Katarzyny] jesteś tą, której nie ma”.
Tyle w temacie Świętości i możliwej relacji między Najważniejszym a człowiekiem 🙂
„Prawdziwa świętość wzbudzająca respekt i uznanie, jest ogołoceniem ze wszystkiego co oddziela człowieka od Boga. To duchowa transformacja ściśle związana z wolną wolą człowieka. Nie pozwalamy Bogu uświęcać się, nie pozwalamy Bogu żyć naszym życiem” – napisała aG w pierwszej swojej wypowiedzi.
***
Często w przeróżnych piszących o świętości księgach spotykam taką oto radę: ogołoć się, wymieć z siebie wszystko, wyzeruj się (tego wyzerowania to tam pewnie nie było, ale nie potrafię teraz znaleźć tego prawidłowego słowa), opróżnij z wszystkiego co Twoje, co ciebie stanowi, i pozwól by w tę przestrzeń wszedł Bóg, by to On Ciebie wypełnił.
Sporo poświęciłam czasu na rozgryzanie tej myśli i …, no właśnie – Bóg mnie stworzył, tak?
I wyposażył.
W różne elementy, i te podstawowe, tworzące naturę, na której święta łaska czyli Jego Miłość buduje, jak tez te inne stanowiące mnie , taką jedyną, niepowtarzalną na świecie.
I nie przygląda się z daleka, co to z jego darami wyczyniam (tak, dary, jakże mogę je odrzucić? wręcz przeciwnie, obejrzeć, przekazywać dalej i pomnażać!), bo w takiego Boga nie wierzę.
On nawet wtedy, gdy ja nie wiem co z Jego darami robić, albo ich nawet nie rozpakowałam, ale schowałam gdzieś pod nieodkurzonym łóżkiem, wychodzi mi naprzeciw, zachęca i pomaga.
Także wtedy, gdy o Nim nie myślę.
Bo to nie ja powoduję przecież, że On bywa u mnie i ze mną. Nie ode mnie jest zależny, ale raczej ja od Niego.
Tak sobie myslę – pewnie jak mały Kazio, albo ten co to o cesarzu spiewał, i wyobrazał go sobie na swój obraz i podobieństwo, w piosence Chyły – „Dobrze, dobrze być cysorzem”.
Serdecznie pozdrawiam wszystkich potencjalnych kandydatów na świętych
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Nie ograniczajmy Jego woli.