Bóg ma jedną wspaniałą cechę – nigdy nie wraca do naszych grzechów, które wyznaliśmy i prosiliśmy o ich przebaczenie. Pozwala nam ponosić ich konsekwencje, choć i to nie zawsze, a już na pewno nie pełne, ale samych grzechów już nie wspomina.
Bo jak daleko jest wschód od zachodu, tak daleko odsunął od nas nasze winy… (por. Ps 103,12)
Już za to tylko należy Mu się wieczne uwielbienie. Co za Bóg! Normalnie, centralnie – wspaniały!
🙂
Bóg jest Ok w tej materii, gorzej z człowiekiem który ciągle zajmuje się grzechem. Zastanawiam się, czy katolicyzm (kaznodziejstwo moralizatorskie) za bardzo nie koncentruje się na grzechach, wadach, wyrabiając u wielu „skrzywienia” moralne (skrupulanctwo), zamiast normalnego podejścia, obiektywnego do swego grzechu, słabości. Trudno to wyważyć. Bliskie staje mi się Lutrowe simul iustus et peccator – zawsze sprawiedliwy (usprawiedliwiony przez mękę i zmartwychwstanie Jezusa), ale i grzesznik, bo popełniający grzechy i mający swe słabości. Ale świadomość bycia odkupionym (po katolicku) daje moc do bycia dobrym (czyli w kroczeniu ku subiektywnego zbawienia). Koncentracja na dobru wytraca energie do czynienia zła.
Nie ma moralności bez żywej więzi z Panem, bo moralność wypływa z Przymierza. A poza tym grzech daje taką słodką możliwość poskupiania się na swojej wyjatkowości w grzeszności… hie, hie… w takich przypadkach zawsze mi się przypomina angedota o. Jędrzejewskiego: „Śniło mi się, że spowiadam – obudziłem się i faktycznie!”. Grzech jest nudny.
Podyskutuje z Twoim zdaniem, że nie ma moralności bez żywej więzi z Panem. Co za tym się kryje? Więź z Panem istnieje – moim zdaniem – praktycznie zawsze. czyli moralność posiada każdy człowiek, nawet niewierzący, niepraktykujący. Z takiego fundamentalnego powodu: każdy człowiek został stworzony na obraz Boży, jest Jego odbiciem – posiada rozumność, wolną wolę, duchowość. Stąd moralność istnieje zawsze, choć u niektórych być może w fazie zaczątkowej w potencji, możności, ale jest zawsze. Pewnie, że rozkwita gdy istnieje żywa więź z Panem. Przymierze, dekalog nie jest tylko dla wybranych, ale dla wszystkich. Każdy człowiek wyczuwa „naturalnie”, że nie należy kraść, zabijać, że należy szanować rodziców, itd. Jasne, że Chrystus podnosi to wszystko na poziom miłości, do którego nie każdy „dorasta” (bądź współpracuje z łaską), aby np. oddawać swe życie z miłości za przyjaciół i nieprzyjaciół. Pozdrawiam i dobrego dnia, bez nudy!!! haha
Bez nudy – weź, złośliwcze, no! 🙂
A pisząc o moralności – fakt, zapomniałam o prawie naturalnym. Ale Jeśli chodzi o spowiedź czy wymagania etyczne KK, to bez żywej więzi ze Zmartwychwstałym człowiek jest bez szans. To o to mi chodziło.
Czy nie ograniczasz mocy Zmartwychwstałego wymaganiami etycznymi KK? Czy moc Zmartwychwstałego nie jest w Kościele, ale i PONAD? Galopuje w stronę eschatologii – myślę, że Zmartwychwstały, który ukochał człowieka, pokonał grzech i śmierć, daje zawsze i do końca szanse. A więc prowokacyjnie rzeknę, że człowiek zawsze ma szanse. Sprzeciw wobec zdania: że człowiek jest bez szans. Zawsze ma szanse!!! Bo On umarł i zmartwychwstał!!! i w ostatnim mgnieniu swego życia największy grzesznik ma szanse na westchnienie jak dobry łotr i może usłyszeć: Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju.
A to sformułowanie „bez nudy” tłumaczyć należy negatywnie bez grzechu, a pozytywnie w okowach łaski, dobrych uczynków, pomyślności i błogosławieństwa. O to mi chodziło – złośliwiec, haha, czasami taki bywam, haha.
A czy nie pomyślałeś, że do tego, żeby moc Chrystusa mogła w nas działać potrzebna jest nasza zgoda na to? Cóż z tego, że Jezus daje moc do zachowania czystości, jeśli ktoś jest zdania, że zachwywanie czystości jest bez sensu i nie chce z danej sobie łaski korzystać? O takie sytuacje mi właśnie chodziło, kiedy pisałam o moralności jako wypływającej z więzi z Panem.
Wielu ludzi przemodlonych odrzuca instynktownie in vitro (że takiego przykładu użyję), a spróbuj wytłumaczyć czemu ono jest błedną ścieżką człowiekowi, który nie postrzega człowieczeństwa w perspektywie bycia szczególnym Bożym stworzeniem.
Czy Szaweł zgadzał się na to by zostać nawróconym? Nie, a jednak Bóg Go powalił na ziemię i przemienił. Można przykładów podawać bez liku. Ponieważ moc Boża jest większa niż ludzkie decyzje. Uważam, że Bóg jest większy niż nasza zgoda. Potrafi przemieniać kiedy i jak chce. Łaska jest większa niż moje widzimisie. A może moje widzimisie prowadzi mnie do czegoś większego. Może czasem trzeba umorusać się porządnie, aby wydać owoc. Moc w słabości się doskonali. Co do kwestii szczegółowych moralnych można dyskutować, bo pewne sprawy nie zawsze wypływają z prawa Bożego, ale ze zwyczaju, tradycji, a nawet wiedzy. Ci przemodleni ludzie nie znają całej prawdy o in vitro (brak wiedzy), nie wiązał bym tego z brakiem więzi z Chrystusem. Przecież św. Tomasz patrząc z naszej perspektywy nie jednokrotnie błądził w sprawach moralnych na przykład w kwestii momentu w którym stajemy się ludźmi (chłopcy według Akwinaty wcześniej od dziewczynek, haha – feministki byłyby wściekłe na Tomasza). Czy wskutek tego możemy powiedzieć że Tomasz nie miał wystarczającej więzi z Chrystusem, miał tę więź, taką, że Kościół ogłosił go świętym, zabrakło mu wiedzy. Te sprawy nie są takie proste jakby się wydawały. Obiecuje już nie mieszam, haha
Z tego, co napisałeś, wynika, że Bóg swoją łaską odbiera nam wolność. Teza tyle ambitna, co śliska. A moc doskonali się w słabości tylko wtedy, kiedy ta słabość jest niechciana, kiedy człowiek nią obarczony się z nią zmaga – zajrzyj sobie w kontekst tego zdania u św. Pawła. Zwłaszcza, że chodzenie za widzimisiem jako skutek uboczny często, jeśli nie zawsze, ma czyjeś cierpienie. I to jest mało zabawne.
Kwestią moralną nie jest to, kiedy stajemy sie ludźmi, tylko czy wolno usunąć ciążę. Tomasz w kwestii momentu animacji płodu poszedł za Arystotelesem i Starym Testamentem, więc w jego przypadku można mówić o błądzeniu z nadmiaru a nie niedoboru wiedzy, tej teoretycznej. Co do usuwania ciąży nie wiem jakie były jego poglądy, przydałoby się doczytać, fakt.
Napisałem, że moc Boża jest większa od naszych czynów, decyzji, i łaska uprzedza nasze działanie. O ile przypominam sobie z charytologii zanim nastąpi nasze działanie musimy otrzymać jednak łaskę (uprzednia?). Możemy ją wprawdzie odrzucić lub przyjąć i tu jest przestrzeń na naszą wolność. Ale wydaje mi się, że tak bliski kontakt z Sacrum (też łaska) sprawia, że następuje współpraca itd. Zatem dalej podtrzymuje pierwszeństwo Bożego działania i wielkość Jego mocy, a ludzka wolność (też dar Boży, czyli w jakimś sensie łaska!) stanowi przestrzeń decyzyjną ludzkiego postępowania.
Niemniej uważam, że dekalog porządkuje świetnie te sprawy: czyli pierwszy jest Bóg, a grzech ma być na ostatnim miejscu. Niestety zapominamy o tym i zamiast głosić radosną nowinę o łaskawym, kochającym człowieka Bogu, głosi się nowinę o ludzkiej słabości i grzechu. Jezus tak naprawdę objawił nam Boga jako kochającego, miłującego, poszukującego człowieka, obawiam się, że myśl teologiczna poszła w kierunku tropienia, babrania się w grzechach. Warto – moim zdaniem – nie tracić z oczu hierarchii. Nie jestem za dobry z moralnej, haha. Dobrego wieczoru
A, z tym to juz się zgadzam w pełni 🙂 Chociaż obraz człowieka masz bardzo optymistyczny, co zresztą dobrze świadczy o tobie samym 😉
Hansie, napisałeś: „Koncentracja na dobru wytraca energie do czynienia zła”.
Tez podobnie myslę.
Z czasów, gdy uczono mnie religii, pamietam ciągłe upominanie i przypominanie, żeby nad soba pracować, co oznaczało przewaznie walczyć z grzechami, nałogami, złymi przyzwyczajeniami. I im bardziej walczyłam, tym bardziej…
Aż zrozumiałam, że chciec lepiej to skupić sie na czynieniu dobra…
***
W kontekście tej notki, nie bardzo rozumiem po co więc spowiadać się z grzechów całego zycia, wracać do tego, co już ustalone, że nieważne, nie ma, skonczyło się, zacznij człowieku od nowa…
Po kropkach chodziło ci o spowiedź generalną?
Raczej nie ma obowiązku spowiedzi generalnych, spowiedzi z całego życia. Proponuje się ją np. jako możliwość „wyprostowania” zakręconych poprzednich spowiedzi, gdy brakowało szczerości, pojawiały się na nich zatajenia. Posiadają charakter nowego otwarcia (choć każda spowiedź ma tą cechę), np. można odbyć spowiedź generalną przed sakramentem małżeństwa czy święceń. Ale nie ma tu charakteru obowiązkowego czy obligatoryjnego, jak ktoś czuje, że musi uporządkować na nowo całe życie. Może po porządnym nawróceniu.
W tym anegdotycznym ujęciu może i tak, ale w tym naszym codziennym życiu niekoniecznie. I mam tu na myśli nie tyle każdego z nas – dotyka nas tu szczególny rodzaj demencji 🙂 – co grzechy innych. Epatujemy się doniesieniami mediów (kiedyś z upodobaniem były to plotki) o życiu i postępkach innych.
Sama się epatowałam i przestałam, jak do mnie dotarło, że nie czytam literatury, tylko to ból realnych ludzi. I wtedy jakoś mi przeszło.
Grzech jest nudny. I do tego pociąga za soba cierpienie. Najgorsze jest chyba wtedy, kiedy samemu się zgrzeszyło, a musi się patrzeć na cierpienie, które się tym grzechem spowodowało 😦
Grzech ma w sobie na początku to „coś”, co fascynuje, wciąga, ciekawi. Jest to wabik, który powoduje, że go popełniamy (przynajmniej tak zdarza się mi). Bez tego pewnie ludzie by nie popełniali grzechów. Skutki grzechów (zwłaszcza ciężkich) bywają mniej wesołe i fascynujące. Choć wielu obserwatorów to też bywa dość ciekawe.
Bardzo ciekawy ten Wasz dialog z Hansem. Pouczający.
Nie mogę znaleźć jednego wpisu, o Komunii Świętej pod dwiema Postaciami. Coś się zepsuło, czy go wycofałaś?
wycofałam, nie chciałam urazić osoby, której wątpia bulgotały 😀
To delikatnie. Tak trzymaj!:-)