Franciszek Salezy pisał swoje wskazówki dla świeckich, więc z definicji ludzi żyjących w ciągłym kontakcie z innym. Jednocześnie pisze do Filotei, iż każdy chrześcijanin powinien mieć swoją pustelnię. Codziennie winien w niej przebywać i to jak najczęściej.
Prawda, że niesamowicie spójny przekaz?
Oczywiście, że tak – chodzi o pustynię serca. Święty Franciszek przywołuje tu na pomoc Katarzynę ze Sieny: pozbawiona przez rodziców swojej fizycznej pustelni, odkryła, że samotnię ma wciąż przy sobie, a dokładnie w swoim sercu. Salezy nie byłby sobą, gdyby tego nie ukonkretnił: pustelnią tą jest dla każdego konkretna myśl/wyobrażenie/rozważanie.
Chodzi o odnalezienie w Ewangeliach sceny, sytuacji z życia Jezusa, w której odnajdujemy też siebie i to sam na sam z Nim. To może być Kalwaria, Grota Betlejemska, Wniebowstąpienie (te sceny proponuje Salezy), ale można się też odnaleźć w osobie Samarytanki przy studni Jakuba, być z Jezusem w czasie postu na pustyni czy stać przy pustym grobie w niedzielny poranek. Albo razem z Nim słuchać trzaskających w świeżo rozpalonym ognisku szczap i patrzeć na połyskujące w świeżo wzeszłym słońcu Jezioro Genezaret. I czekać, aż apostołowie przyniosą świeżo ułowionych ryb i zasiądą w milczeniu do śniadania, bez pytań, za to ze świadomością, że to jest Pan. Zmartwychwstały.
Trzeba zanurzyć się w falach Nowego Testamentu i wyłowić tę rybę, we wnętrzu której będziemy uczyć się przebywać w Bogu, jak uczył się tego Jonasz. A może raczej dać się jej wyłowić i połknąć.
To będzie pustelnia, czyli wspomnienie domu, a właściwie jego zapowiedź; odległy głos, wołający nasze najbardziej nasze imię. Twierdza na czas pokus i miejsce odpoczynku na czas pracy, jak pisze Salezy. I kłódka na usta pokus ucieczki od powołania pt. „nie, no, w eremie na pewno byłbym święty – tu za bardzo ludzie mnie rozpraszają… ” 🙂