Przyznaję się, Wysoki Czytelniczy Trybunale – popełniłam książkę. Ale co to tam za książka – książeczka, maleństwo, drobiażdżek.
Tutaj można zajrzeć, żeby ją sobie zobaczyć, a poniżej teksty wprowadzeń, w których się tłumaczę z motywacji do napisania tych rozważań:
Wprowadzenie
Jest początek XX wieku. Szkocki pisarz, James M. Barri, opowiada dzieciom z zaprzyjaźnionej rodziny historyjki o małym chłopcu, który nigdy nie chciał dorosnąć. Nadaje mu imię najmłodszego chłopca w tej gromadce, Piotrusia, oraz przydomek nawiązujący do greckiej mitologii a będący imieniem bożka lasów – Pan. Na podstawie tych historyjek napisze później sztukę teatralną (premiera w 1904 r.), którą zaadaptuje na koniec do formy powieści (pierwsze wydanie: 1911 r.).
Książka ta wywołała furorę i jest jedną z klasycznych pozycji w literaturze dziecięcej. Jednak powinni ją czytać też dorośli, bo opisane w niej postacie można także odczytać metaforycznie. Tak spojrzał na nie brat Efraim, założyciel Wspólnoty Błogosławieństw („Rekolekcje dla twardzieli”, Kraków 1998). W swoich konferencjach mówi on o lęku przed dojrzałością, który sprawia, że mężczyźni odmawiają dorastania. Lęk ten może wynikać z różnych pobudek, jednak efekt jest ten sam: kierowany nim człowiek w powierzchownym odbiorze wydaje się być pełnym wdzięku, błyskotliwym i pełnym energii. Odnosi sukcesy, otaczają go zachwycone nim kobiety, jednak nie jest to ktoś, na kim można polegać. Co więcej: nie jest to też człowiek szczęśliwy – w jego życiu pojawiają się nałogi, cierpi na nawroty depresji, często choruje z przemęczenia. Jest drażliwy na swoim punkcie i nie potrafi przez to przyjąć krytyki. Opinia otoczenia jest dla niego najważniejsza, co prowadzi często do zaniedbywania rodziny lub (co częste) nawiązywania wciąż nowych, lecz powierzchownych związków; przerzucania się z romansu w romans. Ludzi traktuje przedmiotowo, ale dlatego, że sam nie potrafi spojrzeć w głąb siebie. Jest głodny miłości, jednak nie potrafi się zaangażować na tyle, żeby ten głód zaspokoić.
Osób z tym problemem jest obecnie coraz więcej. Jedynym lekarstwem na ich ból jest wyrażenie zgody na miłość i zaakceptowanie związanego z nią współcierpienia. I dlatego właśnie Droga Krzyżowa – jako szansa na dostrzeżenie, że Miłość na nich czeka i każde cierpienie jest warte tego, żeby jej doświadczyć.
Partnerką Piotrusia Pana jest Wendy (w polskich przekładach – Wanda). To delikatna, bardzo dobrze wychowana i odpowiedzialna dziewczynka, która pozwala się uwieść lekkości, ale też pewnemu zagubieniu i słabości Piotrusia. Postanawia być odpowiedzialna za niego i tak zamiast być jego przyjaciółką, zamienia się w jego mamę. Nie czuje się dobrze w tej sytuacji, jednak równocześnie imponuje jej, że jest kimś ważnym i niezbędnym dla chłopca. Wyrzeka się swojego dzieciństwa, żeby Piotruś mógł pozostać wiecznym chłopcem: uroczym, nieodpowiedzialnym i słabym. W literackim pierwowzorze Wendy ostatecznie wraca do swoich rodziców, odzyskuje swoją dziecięcość, w życiu codziennym najczęściej pozwala się „Piotrusiowi” emocjonalnie i życiowo wydrenować. Nie jest jednak w tym bez winy: często odpowiada jej pozycja ofiary, pomimo że niesie ze sobą mnóstwo cierpienia, często także fizycznego. Boi się porzucenia i ten strach sprawia, że zgadza się na wszystko, akceptuje każde zachowanie mężczyzny. Co więcej: bierze na siebie winę za jego błędy, oskarża się o jego grzechy.
Wendy potrzebuje nauczyć się stawiać wymagania i pozwalać, aby Piotrusia dosięgały konsekwencje jego działań. Potrzebuje lekcji towarzyszenia dźwiganiu krzyża, a nie niesienia go zamiast skazańca. Tak więc i dla niej jest miejsce w drodze na Golgotę, ale inne niż to, które sama by wybrała – miejsce towarzyszki i obserwatora, nie ofiary.
Niestety, nie żałuję, że napisałam, ale mimo to proszę o niski wymiar kary 🙂
PS
Dzięki uprzejmości Administratorek portalu franciszkanska3.pl znalazła się tam informacja o rozważaniach i fragmenty – BARDZO dziękuję 🙂
Och, słodka kokieterio…
😉 muszę uważać z ta słodyczą, coby czytelnicy nie dostali cukrzycy!
Gratulacje. Jest na już na allegro. Chyba się skuszę… Bo w każdym z nas jest trochę Piotrusia Pana, haha. Pozdrawiam
jakbyś miał potem jakieś przemyślenia, to będę wdzięczna za recenzję 😉
to zresztą prośba do wszystkich czytelników 🙂
Ładny rym Pani wyszedł, „czytelnicy – cukrzycy” 😉
A ja chciałam dodać coś o Bracie Efraimie. Dość dobrze go poznałam, a także Wspólnotę Błogosławieństw. Niezwykły, charyzmatyczny człowiek, pastor protestancki, który przeszedł na katolicyzm, między innymi dzięki Marcie Robin. Wspólnota Błogosławieństw łączy przepięknie różne tradycje – życie wspólnotowe pierwszych chrześcijan, pisanie ikon i uroczystą oprawę nabożeństw – z Prawosławia, modlitwy, ceremonie szabasowe, tańce i śpiew psalmów – z Izraela, oraz oczywiście wszystko, co dobre i piękne w Kościele Katolickim, (codzienna Msza Św. Anioł Pański różaniec, nocna adoracja Najświętszego Sakramentu) Są w tej wspólnocie rodziny, single, zakonnicy i zakonnice 🙂 Polecam przeżycie miesięcy wakacyjnych, lub tym, którzy mogą – po prostu zamieszkanie w tej Wspólnocie na dłużej.
O, gratulacje!! Idę pooglądać w linkach.
zapraszam 😉