Filotea ćwiczy przechodzenie

Zastanawialiście się kiedyś, czemu nasi przodkowie stawiali krzyże i kapliczki na rozstajach dróg? I czemu tak ważne miejsce w ich postrzeganiu świata miejsce zajmowały progi, drzwi i bramy? Podpowiem, że te obsesje dotyczą nie tylko Słowian – w każdej kulturze znajdziemy tzw. ryty przejścia, czyli algorytmy radzenia sobie z sytuacjami przełomu.

Trening tych największych: narodzin i śmierci, odbywamy codziennie, odpowiednio – zwalczając o poranku gwałtowną żądzę mordu na budziku i ulegając wieczornej tęsknocie za zanurzeniem się w przytulnym kokonie łóżka. I na te dwa momenty treningu św. Franciszek Salezy proponuje dwie praktyki modlitewne.

Ćwiczenie poranne zaczyna się od podziękowania Bogu za przeżytą noc i nadejście kolejnego poranka. Następnie należy sobie uświadomić, że rozpoczynany dzień jest kolejnym dniem bliżej wieczności i to, w jaki sposób go przeżyjemy, będzie miało wpływ na to, w jakim stanie do tej wieczności dojdziemy. Mając to przed oczami warto pomyśleć, co planujemy na rozpoczynany dzień, jakie dobro możemy tego dnia uczynić, jakiego zła i w jaki sposób uniknąć. A kiedy już zyskamy w miarę jasny obraz czekającego nas dnia, zaprośmy do niego Boga. I nie chodzi tu o to, był pogłaskał nas po główce i pochwalił jacy dzielni jesteśmy, ale aby Go prosić o pomoc w wypełnianiu dobra i unikaniu zła. Chodzi tu o stanięcie w prawdzie o własnej kruchości i prośbę o siły i oparcie. Można też wciągnąć do tego spisku Maryję i grono zaufanych świętych z Aniołem Stróżem na czele.

Ćwiczenie wieczorne Salezy porównuje do podwieczorka duchowego przed jak najbardziej cielesną kolacją. Jest to chwila powrotu myślą do porannych postanowień lub najmocniej obecnych w pamięci i sercu myśli z odprawionego przed południem rozmyślania. Po kolacji jest czas na przyjrzenie się dniowi, który minął.

Zaczynamy od podziękowania Bogu za danym nam czas. Po tym przypominamy sobie, co robiliśmy i jakie były tego okoliczności i owoce. Za dobro dziękujemy, za grzechy przepraszamy, starając się jednocześnie obmyślić sposób poprawy i zadośćuczynienia. Na zakończenie prosimy o opiekę i błogosławieństwo dla siebie, najbliższych, Kościoła i prosimy o czuwanie nad nami, kiedy bedziemy odpoczywać.

Na zakończenie tych punktów św. Franciszek Salezy pisze:

Tego ćwiczenia, tak samo, jak porannego, nie należy nigdy opuszczać. Bo przez ćwiczenie poranne otwieramy dusze na słońce sprawiedliwości, przez wieczorne zaś zamykamy je przed ciemnościami piekła.

Miejsca i momenty przejścia potrzebują zatrzymania. Prośby o wsparcie. Spojrzenia wstecz, spojrzenia w przód. Powiedzenia: „dziękuję”, powiedzenia: „przepraszam”. Dzięki temu nie wlecze się za nami w dalszej drodze żaden cień, który odbierałby nam siły i opóźniał marszrutę. To miejsca ryzyka, ale też miejsca błogosławieństwa. Dlatego kapliczki i krzyże, dlatego ćwiczenie duchowe poranne i wieczorne.

Żeby z dwojga położonych przed nami: błogosławieństwa i przekleństwa, otrzymać to pierwsze.

14 myśli nt. „Filotea ćwiczy przechodzenie

  1. Kapliczki i krzyże przydrożne są swoistego rodzaju elementem polskiego krajobrazu. Nie wyobrażam sobie by ich nie było – to kwestia tożsamości. Z drugiej zaś strony jest w nich coś z magii, bo stawiający je, czy modlący się w majowe wieczory nie znają Salezego ani innych mistrzów ćwiczeń duchowych. Część zachowań to magiczny znak krzyża przechodzących obok figurki (coraz rzadziej to widać), czy dbałość o ‚zewnętrzność’ tych miejsc, ale bez pogłębionej refleksji i świadomości wiary. Dla wielu tych ludzi te figury są święte i magiczne niczym totemy, a nie TA rzeczywistość na, którą wskazują.

    • To prawda, że w tej podstawowej, wbudowanej w nas religijności jest dużo magii, ale widze ją raczej jako dobry początek do budowania czegoś głębiej niż cos godnego potępienia. Znam wiele osób, które startując od takiej duchowości, żyjąc całe życie w małym, wiejski środowisku, umierały jako głęboko przemodlone, po Bożemu mądre.

      A obrazu kapliczki użyłam, bo dobrze obrazuje intuicję, za którą idzie Salezy 🙂 Nie chodziło mi o pokazywanie magicznej duchowości jako wzorca 😉

  2. Bardzo inspirujące jest to ćwiczenie Salezego. Z pomysłu na początek dnia już korzystam (nie wiedząc, kto to wymyślił), zamierzam skorzystać też z wieczornego (fajnie porządkuje dzień oglądany w kontekście relacji z Bogiem).
    Co do krzyżów na rozdrożach, to pamiętam, że rozdrożom w obrzędowości ludowej przypisywano też magiczne znaczenie i krzyż w tym miejscu miał też chronić przed złymi mocami 🙂

    • No cóż, moment zmiany czy wyboru zawsze jest punktem krytycznym, ale bez tego nie poruszamy się do przodu 🙂 To taka intuicyjna ludzka wiedza, stąd pewnie te wierzenia o lichu siedzącym na rozstaju dróg. Gorzej, jak ktos widzi tylko licho a szansy na rozwój nie dostrzega.

  3. Kto ma czas na poranne rozmyślania o wieczności? Cieszę się, że nie mam żadnego życia duchowego, któremu musiałabym poświęcać aż tyle uwagi. Wstaję i zasuwam cały dzień a mój Anioł Stróż ma w tym czasie wolne. Każę mu iść do kościoła i tam ma siedzieć i modlić się za mnie. A co ma stać nade mną i nudzić się. Czasami idziemy razem na kawę do Trambaru, niech też ma coś z tego mojego życia.

  4. No tak, zanim świat obudzi się i zostanę wciągnięta do gry piję sobie kawę, sama. Mój Anioł Stróż też jeszcze śpi przytulony do Anioła Stróża mojego męża. Ale co mam myśleć o metafizyce nad ranem? Pan Bóg nie zajmuje się tym, co myślę o Nim. Rozmyślam o sztafecie, ktora mnie czeka wg. dziennego rozkładu jazdy. Źeby wyrobić się na zakręcie trzymając gacie w zębach źeby mi nie spadły.

  5. A tak poważnie, to podstawa, poranna i wieczorna modlitwa. Lepiej nie tracić czasu na cokolwiek innego bo straci się to, co najważniejsze. Poranna modlitwa to składanie siebie w ofierze Bogu. Dokładnie tego jednego dnia swojego źycia bo nie wiemy czy inne dni będą. Ta modlitwa to komunia z Bogiem, który posyła nas do ludzi by tam był Bóg między nami. Faktycznie nie każdy ma czas na długą modlitwę. Ale Bogu wystarczy akt woli płynący z naszej miłości. A gdy człowiek nie wyrabia się na tych swoich zakrętach to wystarczy przypomnieć sobie tą chwilę, w której dziś składaliśmy Bogu wszystko w ofierze.

  6. Tylko, źe sama musiałam to odkryć nie czytając tych dzieł. Moźe czytałam coś innego. Ale akcent połoźony na ofiarowanie siebie Bogu przez poddanie się przemienianiu umysłu chrześcijanina przez Ducha Świętego, to podoba mi się. Zwłaszcza gdy leżę i kwiczę. Miłego dnia Elu, kwi, kwi.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s