Ktoś przedwczoraj wrzucił demotywator mówiacy o smętnej statystyce dotyczącej liczby Polek umierających ma raka szyjki macicy. Pod demotem pojawiło sie mnóstwo komentarzy, przeczytałam większość i nie moge się uwolnić od kilku przemyśleń.
Istnieje takie zjawisko, jak życie własne tytułów prasowych: ludzie czytaja nagłówki i nie czytają tekstu zasadniczego, co kończy się tym, że potem posługują się pojęciami, które nie do końca dobrze zrozumieli. Kilka lat temu była cała kampania firmowana w mediach nagłówkami: szczepionka przeciw rakowi szyjki macicy. I to się przyjęło i wiele kobiet uznało, że wystarczy wziąć magiczne trzy zastrzyki.
NIE MA SZCZEPIONKI PRZECIW RAKOWI SZYJKI MACICY. Po pierwsze rak nie jest chorobą zakaźną, żeby można było przeciwko niemu zaszczepić, po drugie szczepionka uodparnia na dwa z wielu szczepów wirusa HPV; fakt, że najbardziej sprzyjające powstaniu raka, ale tylko dwa; po trzecie wreszcie – wirus jest odpowiedzialny za 70 – 90% zachorowań, ale ryzyko zapadnięcia na tę chorobę zwiększa także np. równoczesne stosowanie pigułki antykoncepcyjnej i palenie papierosów, niekoniecznie trzeba się czymkolwiek zarazić. Ponadto szczepienia trwają jeszcze zbyt krótko, żeby można było z cała pewnością uznać, że szczepionka daje gwarancję braku zachorowań na raka po jej przyjęciu (tutaj można o tym poczytać szerzej).
O wiele skuteczniejszą metodą w tym przypadku jest regularna cytologia i badania, zresztą tego dowodzi przykład Szwecji, gdzie wykrywalność tego typu nowotworów a co z tym idzie – skutecznośc jeego leczenia, jest bardzo wysoka.
I wreszcie pytanie jakby oczywiste, ale które nigdzie nie pada. Kobiety są zarażane przez partnerów (w doskonałej większości). Czemu nikt nie sugeruje także mężczyznom badań profilaktycznych?