Wśród wielu życzeń na Boże Narodzenie padły też takie: „Życzę ci głodu”. Celne. I bynajmniej nie ze względu na perspektywę świątecznego obżarstwa.
Zdarzyło mi się w życiu głodować. Co prawda krótko i bez większego wpływu na mojej opływowe kształty, ale znam smak głodu. To cenne doświadczenie. Te mdłości, nadwrażliwość na zapachy, mroczki przed oczami (nie, nie oglądałam wtedy jednego z tasiemcowych polskich seriali 😛 ) i obsesyjne myślenie o smaku jedzenia. Jeśli udałoby mi się tak pragnąć Boga, moje życie wyglądałoby inaczej. Post, taki prawdziwy, prawie bolesny, świetnie pokazuje jak wiele nam jeszcze brak do doskonałości w gorliwości w dążeniu do Boga.
A przecież od trwania przy Nim zależy nasze najgłębsze życie, jedyne wieczne.