Dlaczego lubię NOM?

Na początek wytłumaczę się ze skrótu: N(ovus) O(rdo) M(issae) czyli po ludzku ryt mszy tzw. posoborowej, czyli msza NOrMalna (dla większości). Zasadniczo nie lubiana przez konserwatywnych. A ja jak jestem tradycjonalistką, tak lubię NOM albowiem ponieważ:

– mogę aktywnie w nim uczestniczyć bez pomocy mszalika czy innej pomocy liturgicznej zawierającej łacińskie teksty odpowiedzi

– rozumiem wszystko, co mówi celebrans (i co staje się czasami dla mnie powodem niezamierzonej przez niego radości)

– nie jestem biernym słuchaczem mszy, tudzież recytowaczem różańca podczas, gdy ksiądz sprawuje mszę (no dobra, zdarza mi się odmawiać różaniec jak kaznodziei ewidentnie zrywa się linia bezpośrednia do Ducha Świętego i zaczyna się paniczna twórczość naambonna ku udręczeniu słuchających i radości tych, którzy wpadli w objęcia drzemki)

– większość księży nie ma nerwicy natręctw spowodowanej koniecznością perfekcyjnego stosowania się do rubryk. No dobrze, tu wolałabym, żeby przynajmniej częściowo stare czasy wróciły (dokładności, nie nerwic).

– wsłuchując się w teksty liturgiczne i patrząc na starannie wykonane gesty mam szansę przeżywać sprawowane tajemnice o wiele bardziej świadomie, niż wtedy, kiedy te teksty były po łacinie

– mam wyraźniejsze poczucie wspólnoty, a jeśli mszę ksiądz świadomy tego, co się dzieje na ołtarzu, to wymiar ofiary też jest czytelny

Na razie tyle przychodzi mi do głowy. Ta reforma to był dobry pomysł. Zwłaszcza, jeśli chodzi o ewangelizację.

I na koniec, nieco zmieniając temat, cytat z kazania na św. Floriana (to dzisiejsze święto) sprzed kilku lat. Ojciec zainspirowany został dzisiejszą kolektą, która mówi o gaszeniu namiętności: „Bo tak jest! Jak w kimś jest płomień namiętności to zionie ogniem nienawiści! Jak smok wawelski!”

Przemyślna metafora nie odniosła zamierzonego skutku: zgromadzeni wierni zamiast lękiem zareagowali stłumionym chichotem.

Namiętnie wredne szydery…

3 myśli nt. „Dlaczego lubię NOM?

  1. Szkoda, że nie możesz zostać księdzem i sama głosić kazań. Może to dobry sposób, żeby kapłani mieli żony (po teologii) a wtedy wspólnie prowadziliby kościelny (religijny) biznes. Od czasu do czasu Biskup z jedną żoną i dziećmi wpadałby na wizytacje (tzn. na branżowe przyjecie), na którym zostałyby omawiane bieżące problemy Kościoła i nowe nurty w teologii.
    Ale nic z tego, Kobiety Kościoła mogą tylko modlić się za kapłanów i cierpieć w milczeniu słuchając ich cudnych kazań…

  2. dopiero dzis przeczytalem tekst i ten komentarz… b.ciekawe! ale co do komentarza…nie mozesz zostac ksiedzem…ale przeciez w ten sposob, takim blogiem, sie przeciez rowniez realizuje kaplanstwo powszechne! …swiadectwo przezywanej wiary…modlic sie za kaplanow jak najbardziej, sprawny kierunek 🙂 jak czasem podpowiadam moim parafianom (w temacie moich kazan): powiedzcie mi kiedy cos byloby nie tak… i korzystaja z tego 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s