„Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa, masz prawo być tutaj” (Desiderata)
Tak postrzegało siebie pokolenie lat 20-tych ubiegłego wieku. Człowiek jest częścią ekosystemu. Owszem, jest to część specyficzna, bo potrafi świadomie kreować swoją niszę ekologiczną (nazywając ja cywilizacją), ale nigdy nie bedzie wolna od determinant biologicznych. Człowiek ma prawo żyć w świecie, bo to także jego świat, bez człowieka w jakis sposób uboższy i niepełny.
Minęło prawie sto lat i teraz otwierając gazety możemy poczytać, że człowiek to nowotwór na organizmie natury, powinien dokonać autodestrukcji, przestać się rozmnażać i najlepiej wyginąć, bo samym swoim istnieniem niszczy przyrodę.
Ideologia dorosłych dzieci-gadżetów i dzieci-wpadek. Tak, uważam, że spory wpływ na powodzenie tego przekazu ma fakt, że bardzo wiele osób z mojego pokolenia i pokolenia młodszego ode mnie to albo dzieci na żądanie, wyprodukowane w laboratoriach in vitro lub łóżkach małżeńskich jako gadżety dopełniające obraz szczęśliwości rodziców, albo dzieci urodzone jako wypadek przy pracy, kiedy zawiodła antykoncepcja, a czasem nawet aborcja. Oba te „gatunki” dzieci, jakby to określił Herbert, niosą w sobie wewnętrzny, podświadomy przekaz: „Nie masz prawa do własnego życia”, tyle, że u dzieci-gadżetów nacisk jest położony na „własnego”, a u dzieci-wpadek „życia”. To ludzie żyjący w przeświadczeniu, że jeśli nie spełniają wymagań otoczenia, popełnią błąd lub poniosą porażkę, powinni poddać się eksterminacji. Bez dodatkowych „buzerów” są bezwartościowi.
W rzeczywistości są wartościowi. Są dziećmi wszechświata, nie mniej niż drzewa i kwiaty, mają prawo być tutaj. Prawo bezwarunkowe, dane przez Boga.
PS
Cytat z kurator wystawy „Wszystkie stworzenia duże i małe”, Marii Brzezińskiej: „Chcemy [tą wystawą] złamać dominująca ideę o wyższości człowieka nad zwierzętami”. Tia, nie jesteśmy nikim więcej niż zwierzęta, czyt. nie musimy ponosi odpowiedzialności za świat jako ci, którzy jako jedyni spośród żyjących istot, są samoświadomi.
Bardzo przenikliwy tekst, dotykający jednego z Istotowych procesów naszego świata, który warto byłoby jeszcze bardziej upublicznić!
Swoją drogą, interesująco wygląda namysł nad samym słowem „wpadka” (wpaść, wpadli), którym w Języku – mocą rozumu, nie zawsze jawnego dla użytkowników – określono sytuacje poczęcia – zarówno te, które sprowokowały późniejsze śluby, jak i te, dziejące się niezależnie od woli „rodziców” – niezależnie czy sobie poślubionych, czy nie. Warto pomedytować różne „linki” między słowami, np. opozycję wpadka/ukrywać (co ukrywać? przed kim?). Itd.
Z wdzięcznym pozdrowieniem 🙂
Dzieki za dobre słowo – w tym zakresie jest wiele jeszcze innych paradoksów werbalnych, np. bezpieczny seks. Bezpieczny, bo to straszliwe dziecko nie powstanie na jego skutek. Chcemy brać na siebie odpowiedzialność za przyrodę a nie potrafimy brac odpwoeidzialności za własne działanie, w końcu 100% pewnych środków antykoncepcyjnych nie ma.