Kiedy Arystoteles pisał, że człowiek to „zoon politikon”, pewnie nawet przez myśl mu nie przeszło, że można rozdzielić sprawy społeczne od politycznych. W końcu „politikon” pochodzi od „polis” a więc od „miasto; społeczność miasta”. Nie wiem, kiedy dokonał się rozdział, ale obecnie mówi się i pisze się o sprawach społecznych i sprawach politycznych. Te pierwsze dotyczą napięć w społeczności, gdzieś kołaczą się wśród nich resztki takich wartości jak dobro wspólne, poczucie odpowiedzialności, doświadczenie wspólnoty. Co ciekawe – zajmujący się nimi ludzie, zwykle zaangażowani w organizacje pozarządowe lub samodrząd lokalny na propozycję włączenia się do „polityki” wstrząsają się z niechęcią.
Bo związek polityki ze sprawami społecznymi można określić jako konkubinat z rozsądku. To znaczy: polityka jako dorobkiewicz od czasu do czasu wraca na łono stęsknionych kwestii społecznych, podreperowuje dzieki nim swój wizerunek i znów ucieka do zażartej walki o stołki nad korytem (ech, ten słodki smak generalizacji… 🙂 ). Polityka przestała dotyczyć spraw społecznych, stała się za to sposobem na szybkie dorobienie się i ustawienie rodziny.
No i posiadanie władzy.
Dlaczego jednak napisałam w tytule, że ewangelia to polityczna rzecz? Bo jest polityczna w znaczeniu, jakie temu słowu nadawał Arystoteles – dotyka spraw społeczności. Czytając wywiady mówiące o ks. Jerzym Popiełuszce zrozumiałam bardzo mocno, że tak właśnie jest. Bo ks. Jerzy nie politykował, nie kusiły go ciepłe objęcia władzi. Mówił, że istnieją wartości, że społeczność to coś więcej niż tylko suma egocentryzmów. I przez to był niebezpieczny dla władz.
Czemu?
Bo jednoczył ludzi nie przeciw czemuś, ale wokół czegoś a dokładnie Kogoś. JEDNOCZYŁ a to było niebezpieczne, to dawało tym zjednoczonym siłę, konstruowało alternatywę dla wysiłków organizacyjnych władzy i to bardzo atrakcyjną. Budował na wartościach, które odnajdywał w chrześcijaństwie. Jego kapłaństwo – realizowane z pokorą, ale i głębokim zaangażowaniem, przyciągało i przemieniało ludzi. Był niebezpieczny, bo jego władza była władzą dobrowolnie przyjętą i wybraną przez ludzi a oni wybierali go, bo żył tym, co głosił. A głosił ewangelię.
Prawdziwy chrześcijanin musi mieć w sobie coś z buntownika. Nie ma to tamto.