Mam katar, co uważam za zdarzenie głęboko niesprawiedliwe i wskazujace na wyjąkową złośliwośc losu, bo właśnie trwają targi książki w Krakowie a ja zamiast cieszyć się ich atmosferą, tkwię na stoisku modląc się o to, żeby była już 18.00… Kicham na taką imprezę…
A miało być tak pięknie – plotki ze znajomymi, podglądanie konkurecji, gromadzenie katalogów. A tymczasem nawet krówek od „Jedności” nie chce mi się jeść, co oznacza, że osiągnęłam dno zakatarzenia.
Jutro będzie ciężki dzień – jak go przezyję, to będzie dobrze. Czterech autorów po kolei będzie u nas podpisywac swoje książki a to oznacza tłum ludzi, koniecznośc udzielania zbornych odpowiedzi i zabawiania gościa rozmową na tematy pogodowo-obojętnie. Tia…
Ale potem będzie już tylko niedziela, jeden gość w postaci o. Leona (przekochany człowiek) i luz. Katar tez juz powinien być wtedy mniejszy. Przeżyję jakoś…
trzymam kciuki i zdrowia życzę! 🙂 u mnie dalsza część balu na kartonach…
Zdrowiej kobieto. I pisz. Bo jak tak długo tylko ta ankieta była (owszem wazna), to juz nawet pomyslalam sobie, zes chora albo wyjechana…
Dziś wyglądałaś wyjątkowo pociągająco 😀 Ale mam nadzieję, że szybko Ci przejdzie, bo kichać na o. Leona to jednak nie uchodzi 😉 W razie czego przybywaj na naleweczkę – podziała od razu, sprawdziłam na sobie 😀
Życzę szybkiego powrotu do zdrówka.
Odwiedzę Was jutro na Targach 🙂
Zapraszam serdecznie i dziekuje wam wszystkim za życzenia zdrowia 🙂
A ja czekam na relację z Targów, bo sama na nich być nie mogę. Właściwie nic już nie mogę. 🙂 Pozdrawiam Kraków.
E. ściemniasz z tym „nic”… Możesz pisac bloga, możesz spotykać się z ludźmi, możesz współpracowac z Wojcem (myślę, że on tego bardzo otrzebuje – nie wiele jest osób, na których może się oprzeć…). Głowa do góry i modlić się! 🙂
Ściskam ciepło.
Wojciec ostatnio… hmm… lojalny jest wobec przełożonego, ale staram się to zrozumieć i przeboleć.