Matka Teresa mówiła swoim siostrom: „Niech ubodzy i ludzie was zjedzą!” Takie zdanie powoduje, że w mojej głowie włącza się alarm, zaczyna wirować czerwone światełko i wyje syrena: zachowanie charakterystyczne dla osobowości pozbawionych granic, dysfunkcja!
Ale Matka Teresa dysfunkcyjna nie była – miała bardzo spójną osobowość, nie dążyła do samozniszczenia. Gdzie jest ta delikatna granica pomiędzy zaburzeniem a świętością? Co stanowi o rozróżnieniu pomiędzy nimi? Jesteśmy wyposażeni w jeden sposób wyrażania a przede wszystkim reagowania na miłość lub jej brak i tak trudno nazwać, czy coś jest owocem pierwszego czy drugiego. Bo żyjąc tak, jak żyła Matka z Kalkuty nie zaspokajała z pewnością swoich deficytów miłości, w końcu przez ok. 50 lat tego właśnie w jej życiu nie było: doświadczenia bycia kochaną i kochania („Mam nadzieję, że Ksiądz (…) będzie kochał Jezusa za mnie – za wszystkie te chwile, kiedy moje serce jest zimne i puste.”). Ale kiedy jest sie na tyle spójnym, żeby móc realizować to wezwanie: „Niech ludzie was zjedzą!” ? Kiedy to przestaje być chorobliwe powtarzanie znanego z dzieciństwa schematu a staje się służbą dla Jezusa w ubogich? Kiedy? I jak?
Chyba znowu niepotrzebnie teoretyzuję… funkcja „narcyzm” w rozkwicie, niech wreszcie ta wiosna się skończy!
zobaczysz, przyjdzie lato i bedzie jeszcze gorzej! bedzie duszno i parno;
a synoptycy mówią, że deszczowo i zimno 😉 no, ale najważniejsze, że skończy się sezon kwitnienia narcyzów!