Remont odbywał się w Całkiem Fajnym Domku, czyli w Centrum Formacji Duchowej salwatorianów w Krakowie. Szefem remontu był jak zwykle Duch Święty a ekipę specjalistów stanowił zespół CFD oraz gość: o. Amedeo Cencini, kanosjanin.
Tematem sesji były kryteria rozeznawania powołania. Jest to jedna z sesji w ramach szkoły kierownictwa duchowego. Dowiedziałam się wiele o kryteriach a przy okazji też bardzo dużo o sobie. Wystarczyło patrzeć i słuchać, a że sobota była dniem całkowitego milczenia, usłyszałam sporo. I odpoczęłam w Jego obecności.
Co do treści ogólnodostępnych, to o. Amedeo skupił sie na pięciu czasownikach charakteryzujących drogę dochodzenia do rozeznania. To jest proces pedagogiczny zaczynający się od głoszenia kerygmatu: „Bóg cię powołał do życia z miłości dając ci jednocześnie z tej samej miłości do zrealizowania konkretny plan w twoim życiu, nadający życiu sens i prowadzący do szczęścia”. Potem jest towarzyszenie tym, którzy przyjęli kerygmat, podróż wraz z nimi do ich głębi, gdzie kryje się prawda o nich, formowanie ich do przyjęcia tej prawdy i zgody na to, by byli przez tę prawdę kształtowani, wreszcie dopiero wtedy rozeznanie i to podwójne: przez powołanego (że dany styl życia, to jego styl życia) i przez wspólnotę/drugą osobę, że powołany ma rację. Te dwie decyzje powinny się spotkać, inaczej będzie problem: osoba nie powołana ani przez Boga, ani przez ludzi, albo, co jest myślę trudniejsze: osoba powołana przez ludzi, ale nosząca tak naprawdę w swoim sercu wezwanie do innej drogi. o. Cencini ostatecznie nie odpowiedział na pytanie, co powinien zrobić ktoś, kto źle rozeznał. Myślę, że tu kluczem jest stwierdzenie św. Ignacego Loyoli, że trzeba pozostać na obranej drodze i przyjąć ją jako krzyż, którym płaci się za swoją pychę. Trudne to.
Nie myślałam o tym, wybierając sesję, ale treści, które na niej poznałam, mogą mi pomóc nadać kwartalnikowi charakter powołaniowy, ale rozumiany szeroko. Nie tylko jako rozeznanie powołania do Zakonu SP, ale jako poznanie swojego powołania w ogóle, zwłaszcza tego najbardziej podstawowego powołania do życia i miłości; trwania przed Panem w Jego miłującym spojrzeniu.
hmm…
piękne to.
nocą myślałam o Inigo de Loyola i jego rozeznawaniu, ćwiczeniach itp. twardy facet był z niego. sama mam problem z powrotem do pierwotnej gorliwości i szukam jej właśnie w ignacjańskim Fundamencie. może już najwyższy czas na następny krok…
(pytanie o powołanie wraca ciągle. u mnie to jest jakby zestaw powołań…)
zazdroszczę Ci krakowskich możliwości, pozdrawiam. kiedy przyjedziesz na prowincję?
Ech, ty to umiesz dowartościować 🙂 I cieszę się bardzo, że wybierasz się na fundament, zawsze to kilka dni w Bożej obecności i w ciszy.
Tak szczerze to Krakowa ja sama sobie zazdroszczę. Takie jakoś rozdowjenie jaźni mam w tym temacie 🙂
A co do przyjazdu do Tarnobrzega, to myślę o 18 listopada. Co ty na to?
18-sty super. się cieszę! klasztorne pokoje gościnne czekają, mój Browarek również. 🙂
czy w ramach pobytu mogłabyś otworzyć nasze Warsztaty Dziennikarskie? opowiedzieć o swoim warsztacie?
na Fundament się nie wybieram, przepracowywuję go nocami w mojej „celi”. na wyjazd mnie nie stać – primo – kasa – secundo – dziecko, które trudno zostawić i wyjechać sobie na rekolekcje.
i tak w czwartek mam jechać na konwiwencję neokatechumenalną.
Ignacy fascynuje mnie od lat, a najbardziej to rozeznawanie swoich własnych myśli. i umiejętność zostawiania tego, co szkodliwe, złe, niepotrzebne.
tak po żołniersku. chyba my kobiety mamy z tym właśnie problem. lubimy rozpamiętywać…
Oj, tak… Ale to grzebanie w przeszłości na ignacjańskich też się przydaje – pozwala sobie uporządkować teraźniejszość, odnaleźć swoje demony i wyrwać sie spod ich kurateli. Co prawda to oznacza właśnie wojnę, ale już Joanna d’Arc pokazała, że kobiety umieją sobie radzić w każdych okolicznościach 😉
🙂 a mężczyźni to umiejętnie wykorzystują. Ignacy lubił korzystać z pomocy kobiet. wspierały go głównie finansowo.
no, ale na chwałę Panu!
tekst Fundamentu wisi u mnie na ścianie. łatwo go było powiesić, trudniej pamiętać o nim zawsze i wszędzie…
czy dobrze wnioskuję, że będziesz kierownikiem duchowym?
Nie, na rekolekcjach byłam prywatnie 😉
cokolwiek to znaczy – jedna z sesji w ramach szkoły dla kierowników duchowych…
hmmm… zastanawiające!
myślałam, że niewiast na takie imprezy nie wpuszczają. byłaś jedyna? 🙂
a swoją drogą – jak zwykle łamiesz wszelkie stereotypy.
idę do Biblioteki.
odkąd trafiłam na Twojego bloga ciągle dręczy mnie pytanie, jak być bibliotekarką w męskim klasztorze i nie oszaleć. 🙂
proroctwo jakieś?
„umiejętność zostawiania tego, co szkodliwe, złe, niepotrzebne. tak po żołniersku.”
cóż, podejrzewam, że tak 😉
no to idę dzisiaj – jak żołnierz na pole walki. powiem, że chcę już wrócić do pracy. może oznaczać to będzie śmierć, ale niech się coś zmieni, bo dłużej tak być nie może.
proszę o modlitwę.
czekam na relację a o modlitwie zapewniam 🙂
dobrze będzie, nie bój się 😉